Zapiski z Izraela

Izrael od zawsze był dla mnie takim podróżniczym must-see. Spacerować po wielokulturowej Jerozolimie czy kąpać się w najbardziej zasolonym jeziorze świata było czymś, co bardzo chciałam przeżyć. Izrael mnie nie zawiódł, a raczej zaostrzył apetyt na więcej. Jakie są moje główne spostrzeżenia po pobycie w tym kraju?

Jerozolima, widok na miasto — kopia

Izrael jest drogi

Wysokie ceny w Izraelu nie były dla mnie specjalnym zaskoczeniem, bo i wcześniej sporo na ten temat słyszałam. Dobra wiadomość jest taka, że mimo że faktycznie jest dosyć drogo, da się tu jednak podróżować ekonomicznie. O ile większość produktów w sklepach czy jedzenie w restauracjach jest znacznie droższe niż w Polsce, o tyle jest kilka rzeczy, które możemy nabyć w przystępnych cenach. Jako miejscowy produkt tani jest hummus, niezbyt wysokie są ceny owoców i warzyw na targach, stosunkowo tanie jest jedzenie w małych lokalnych barach. W odróżnieniu więc od krajów takich jak Norwegia czy Szwajcaria możliwe jest tu podróżowanie ekonomiczne bez rezygnowania z próbowania miejscowej kuchni.

 

Izrael jest rajem dla wegetarian

A skoro mowa o miejscowej kuchni, to jest ona dość smaczna, ale dla mnie, jako miłośniczki mięsnych potraw, trochę zbyt warzywna. Większość z najpopularniejszych dań, takich jak falafel, sabich (kanapka z chleba pita z bakłażanem, jajkiem i warzywami) czy szakszuka (danie z jajek, pomidorów, cebuli i papryki) jest bezmięsna. A jeśli już uda się nam znaleźć coś z mięsem i ciekawszego niż shawarma musimy liczyć się z tym, że bezbolesna dla naszego portfela ta kulinarna przyjemność nie będzie.

 

Podróżowanie po Izraelu nie jest zbyt skomplikowane, ale… nie jest też wybitnie proste

O ile między większymi miastami podróżuje się dość łatwo i jest spora liczba połączeń, o tyle dotarcie do mniejszych miast i miasteczek nie zawsze jest tak proste, gdy nie mamy swojego samochodu. Połączeń jest tu znacznie mniej i w sumie to nigdy do końca nie wiadomo, kiedy przyjedzie autobus –  szczególnie taki, który będzie miał miejsca, żeby nas zabrać. Odczułam to na wybrzeżu Morza Martwego, gdzie, polegając jedynie na komunikacji publicznej, odwiedzenie więcej niż jednego miejsca w ciągu jednego dnia może być ciężkie. Na szczęście zawsze pozostaje jeszcze autostop ;).

W szabat obowiązują specyficzne zasady

A odnośnie tego, że między dużymi miastami podróżuje się łatwo… Jest to prawda, ale tylko w ciągu tygodnia. Od piątku po południu (ok. godz. 16-17) do sobotniego wieczora przemieszczanie się nie będzie proste, bo podczas szabatu komunikacja publiczna właściwie nie istnieje. Zwiedzanie też jest wtedy utrudnione, bo i nie możemy robić bezproblemowo zdjęć w wielu religijnych miejscach, i spora część sklepów czy restauracji będzie zamknięta. Szczególnie widoczne jest to w Jerozolimie. Dlatego też ja szabat zdecydowałam się spędzić w najbardziej kosmopolitycznym Tel Awiwie, gdzie życie w tym czasie tak bardzo nie zamiera.

 

W Izraelu czułam się bezpiecznie

Przez samotną podróżą do Izraela słyszałam chyba jeszcze więcej pytań o to, czy się nie boję niż przed podróżami do Ameryki Południowej. Fakt jest taki, że o Izraelu słychać w polskich mediach właściwie tylko wtedy, gdy robi się tam nieciekawie w kontekście konfliktu izraelsko-palestyńskiego. A to wbrew pozorom nie dzieje się aż tak często. Przez większość czasu i w większości miejsc jest naprawdę bezpiecznie. Ja jeżdżąc po tym kraju czułam się pewnie. Zagrożenia kradzieżami czy napadami rabunkowymi jest tu znacznie mniejsze niż w wielu innych krajach, w tym europejskich. A co w kontekście wspomnianego konfliktu? Jak to powiedział mój miejscowy host: „Gdy nie ma akurat jak my to nazywamy wojny z Palestyną jest tu niezwykle bezpiecznie. Ostatnia wojna była w 2014 roku. Kiedy będzie kolejna? Nie wiemy, ale nie zamierzamy martwić się tym na zapas”.

W Izraelu podrywają

To że w Izraelu czułam się bardzo bezpiecznie, nie znaczy, że nie byłam zaczepiana. Miałam wrażenie, że miejscowi podrywają ze znacznie większą częstotliwością niż ma to miejsce w Europie. Zagadywanie po to, by ostatecznie poprosić o numer telefonu to codzienny standard. Pod żadnym pozorem nie było to jednak tak nachalne jak w znanych mi krajach arabskich. Pod tym względem powiedziałabym raczej, że Izraelczycy są nieco podobni do Latynosów.

W Izraelu czeka nas niezwykła mieszanka kultur i religii

Wiedziałam, że w Izraelu będę mogła obserwować mieszankę kulturową, ale to do jakiego stopnia będzie to widoczne, było dla mnie zaskoczeniem. Pozytywnym oczywiście. Pod tym względem zachwyciła mnie szczególnie Jerozolima, która w 100% sprostała wszystkim moim oczekiwaniom i śmiało mogę uznać ją za jedno z najbardziej fascynujących miast świata. Niesamowitym było dla mnie, że w jednym momencie mogę być w dzielnicy ortodoksyjnych Żydów, by za chwilę obserwować żarliwie modlących się chrześcijan w jednym z tutejszych kościołów, a następnie chodzić po targu, na którym czułam się jakbym trafiła do kraju arabskiego, w międzyczasie słysząc nawoływania wzywającego do modlitwy muezzina.

 

W Izraelu bez problemu się dogadamy

Pozytywnie zaskoczyło mnie, że większość spotkanych i zapytanych przez mnie o coś osób mówiła po angielsku. Mimo więc że w niektórych miejscach napisy było tylko po hebrajsku, miejscowi służyli pomocą tłumacząc to, co było dla mnie niezrozumiałe. Ciekawostką było dla mnie też to, że część osób mówi w moim ulubionym języku obcym, czyli po hiszpańsku. Powody mogą być dwa. Po pierwsze przyjeżdża tu naprawdę dużo chcących zobaczyć Ziemię Świętą Latynosów. Po drugie, sporo miejscowych po odbyciu po szkole obowiązkowej służby wojskowej udaje się w wielką podróż. A Ameryka Południowa staje się jednym z ich ulubionych celów (co miałam okazję obserwować podczas moich latynoskich wojaży).

Miejscowi są mili i chętnie pomogą. Ale są również sprytni 😉

W Izraelu spotkałam się generalnie z dużą życzliwością ze strony miejscowych. Wszyscy chętnie mi pomagali, tłumaczyli, a często sami zagadywali, czy nie potrzebuję z niczym pomocy. Niemniej, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że jeśli chodzi o kwestie handlowe to są oni naprawdę sprytni, by nie rzec przebiegli. Standardem jest pisanie, że przy zakupie czegoś, otrzymasz coś jeszcze, by potem dowiedzieć się, że mieli na myśli jedynie możliwość kupienia tej drugiej rzeczy w takim wypadku troszeczkę taniej, a nie otrzymania jej w gratisie. Podobnie okazuje się, że większość informacji o przecenach dotyczy tylko niektórych osób (tj. trzeba być w jakiś specjalnych klubach, mieć jakieś specjalne karty itd.). Trzeba też bardzo uważać na ceny na targach, które mogą być naprawdę mylące, co prowadzi do wcale nie tak rzadkich kłótni między turystami a sprzedawcami (mi zdarzyło się być świadkiem nawet rękoczynów, gdy turystka, która poczuła się oszukana postanowiła spoliczkować sprzedawcę). W końcu nie bez powodu Żydów od zawsze uważało się za mistrzów handlu.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s