Zapiski z Camino de Santiago + camino praktycznie

Camino de Santiago, Szlak Świętego Jakuba… Najpopularniejszy szlak pielgrzymkowy w Europie, na który każdego roku ruszają miliony pielgrzymów. Dlaczego ruszyć na camino? Co daje nam camino? Jak przeżyłam swoje camino? Jak się do niego przygotować? Trochę refleksji i porad poniżej.

Camino de la costa 3 (17 of 22) — kopia

Dlaczego zdecydowałam się odbyć camino?

Ludzie na camino idą z różnych powodów. Przyznam, że ja sama długo idei camino i w ogóle idei pielgrzymowania nie rozumiałam. Nagle jednak w moim życiu pojawiło się dużo dziwnych, często sprzecznych emocji, sama nie wiedziałam, co dalej ze sobą zrobić i czułam, że potrzebuję czasu tylko dla siebie, czasu na te słynne „przemyślenie życia”. Ale nie tylko to… miałam też swoje intencje, z którymi chciałam do Santiago pójść. Pójście na camino miało więc u mnie wymiar duchowy, emocjonalny, jak i religijny.

Czy coś mi to dało? Moje przemyślenia w trakcie i po camino

Czy faktycznie udało mi się przemyśleć życie? Nie będę ściemniać, że tak… Bo niestety to nie jest taki łatwy temat, że nie wiedziałaś czegoś, bijesz się z myślami, więc ruszasz na pielgrzymkę i nagle Cię olśni… Fajnie by było, ale niestety aż tak to nie działa. Szczerze mówiąc przez większość czasu na camino ciężko mi było w ogóle myśleć o sprawach poważnych, bo byłam skupiona na myśleniu o sprawach bardziej przyziemnych… O tym, że jestem zmęczona, że bolą mnie nogi, że chce mi się pić, że jestem głodna, że jest mi ciężko, że daleko jeszcze… Sama byłam zaskoczona, że camino okazało się dla mnie aż tak trudne… Może nie mam najlepszej na świecie kondycji, ale jednak sporo chodziłam po górach, trochę trekkingów zaliczyłam i generalnie prowadzę życie raczej w ruchu… Fakt jednak jest taki, że nigdy aż tyle dni z rzędu nie szłam… i to po 30 km dziennie. I było mi naprawdę ciężko, a szczególnie w czasie pierwszych dni. Gdy po kilku godzinach wędrówki dochodziłam do schroniska zwykle już nic mi się nie chciało, bo bolały mnie wszystkie mięśnie. Czasem udało mi się zmobilizować, żeby gdzieś jeszcze wyjść, coś zobaczyć, a czasem już nie… Dołączałam do tłumu innych „umarlaków” ze schroniska ;).

To, co jednak było pozytywnym zaskoczeniem to fakt, że każdego kolejnego dnia wstawałam z nową energią i jak gdyby nigdy nic szłam dalej zapominając o bólu mięśni z dnia poprzedniego. Motywacji więc ostatecznie mi nie zabrakło… Ale… tak jak mówię, na myślenie o poważnych sprawach zwykle już siły brakowało… I tak było aż przez 9 dni szlaku. Wszystko zmieniło się u mnie dnia dziesiątego, kiedy to nagle poczułam się… jak nowo narodzona! Naprawdę nie wiem, jak to się stało, ale w końcu zaczęło mi się iść tak jakoś lekko i przyjemnie… I czułam, że etapy mające 20-25 km to zdecydowanie za mało. Chciałam iść każdego dnia jak najdłużej, co najmniej 30 km. Owszem, nogi potem i tak bolały, ale już tak jakoś inaczej. Czułam, że faktycznie mogę już iść, iść… i że mogę wszystko. I nawet faktycznie mogłam skupić się na innych tematach, myśleć o poważniejszych sprawach podczas drogi. Problem jest tylko taki, że tych dni tej radosnej, już tak niemęczącej wędrówki miałam mało, bo tylko… cztery. Zrozumiałam, że camino zaplanowane na dwa tygodnie to zdecydowanie za mało. By tak naprawdę poczuć camino powinniśmy iść znacznie dłużej… bo jest duże ryzyko, że poczujemy jego magię dopiero po jakimś czasie. U mnie to był dziesiąty dzień, u innych może być piąty, siódmy czy czternasty… Szansa, że camino okaże się dla Was za krótkie jest spora.

Ciekawym doświadczeniem jest też zawsze ostatni dzień camino – dzień, kiedy dochodzimy do Santiago. Z jednej strony chcemy tam dotrzeć, czujemy ekscytację w związku z dojściem do celu, a z drugiej strony… tak ciężko nam wędrówkę zakończyć, chcemy, by jeszcze trwała. U mnie ostatni dzień (w moim przypadku trzynasty) był dniem, kiedy szło mi się wspaniale. Nic mnie nie bolało, czułam się taka lekka, czułam, że mogłabym iść jeszcze wiele dni… Cieszyłam się z dojścia do Santiago, ale też chciałabym iść jeszcze dłużej… Dziwna mieszanka najróżniejszych emocji. Fakt jest jednak taki, że ustać przed Katedrą w Santiago po tych 350 km było doświadczeniem jedynym w swoim rodzaju.

Camino de la costa 5 (18 of 23)Przejście camino z pewnością było jedną z piękniejszych rzeczy, jakie zrobiłam. Mimo że nie było jakiś wielkich medytacji i życia na pewno nie zdążyłam przemyśleć, to czuję, że camino i tak dużo mi dało. Poczułam się też w jakiś dziwny sposób spełniona, mogąc zostawić tak ważne dla mnie intencje w Santiago i wierząc, że mogą się spełnić. A poza tym, poczułam, że mogę wszystko. Wiem, że do Santiago jeszcze wrócę, że camino jeszcze przejdę. Kiedy? Nie wiem, ale wiem, że chcę na szlak jeszcze wrócić, że nie pożegnałam się jeszcze na dobre z Santiago.

Samotność drogi, czyli: samemu czy z kimś?

Ja na camino wybrałam się sama. Takie było od początku moje założenie: idę sama, chcę być sama ze sobą. Oczywiście nie oznacza to, że nie będę do nikogo się odzywać, ale chciałam wędrować sama. I mi się to udało. Przez zdecydowaną większość czasu szłam sama, były momenty, kiedy ktoś na chwilę się dołączał, był też taki jeden dzień, kiedy szłam z inną osobą (co też było fajnym doświadczeniem), ale generalnie cieszę się, że na camino poszłam sama. Uważam, że jest to pielgrzymka, którą najlepiej przejść indywidualnie, i właśnie wtedy najwięcej Ci da. Oczywiście rozmawiałam w trakcie z wieloma osobami: po drodze głównie z miejscowymi, w albergues z innymi pielgrzymami, poznałam wiele ciekawych osób, przeprowadziłam wiele interesujących rozmów. Były momenty i osoby, który wspominam niezwykle miło: Argentyńczycy z małego i nikomu nieznanego miasteczka przy granicy z Paragwajem, zachwyceni tym, że jakaś Polka była w ich mieście i jeszcze do tego używa argentyńskiego slangu; para z Meksyku, która dała mi wisiorek z Matką Boską z Guadalupe czy staruszek z asturyjskiego wybrzeża rozdający słodycze pielgrzymom. Nie wiem, czy tyle ciekawych rozmów bym przeprowadziła, gdybym szła z kimś. Czułam się też bardzo dobrze z tym, że moje plany nie zależą od nikogo innego, że mogę iść tak szybko/tak wolno, jak chcę, że mogę przejść camino tak, jak ja chcę. I mogłam skupić się na camino, na sobie na tym camino, a nie na innej osobie.

Co mi się podobało, co mi się nie podobało? O czym warto wiedzieć?

Camino jest doświadczeniem jedynym w swoim rodzaju, na pewno będziecie nim zachwyceni i jest też spora szansa, że będziecie chcieli je powtórzyć, ale… na pewno nie wszystko jest tu kolorowe. To, co mi się najbardziej nie podobało to atmosfera pewnego rodzaju wyścigu. Nie należę do rannych ptaszków, więc dla mnie wstawanie przed 6 rano, by ruszać na szlak zwyczajnie odpada. A tymczasem większość osób wstawała baaaardzo rano, ok. 5-5.30. Ok. 6 większość łóżek w schroniskach publicznych była już pusta. Czemu wszyscy tak rano wstają? Głównie po to, żeby zdążyć na wolne łóżka w schroniskach publicznych (działa tu zasada „kto pierwszy ten lepszy”)… Niektórzy mówili, że też ze względu na to, żeby uniknąć największych upałów, ale… upałów na Camino del Norte nie było, więc moim zdaniem to nie ten przypadek ;). To był po prostu wyścig o łóżka! Zwłaszcza w przypadku najmniejszych ze schronisk (tych na kilkanaście osób) trzeba było wyjść naprawdę wcześnie i iść naprawdę szybko, żeby na łóżko zdążyć. Takie śpieszące się osoby często dochodziły do kolejnego schroniska przed 13, czekały na jego otwarcie (zwykle otwierano o godz. 13) i potem leżały do końca dnia na łóżku. Dla mnie trochę mało ciekawa opcja. Ja nie dość, że wolałam wyjść bliżej 8 niż 6, to jeszcze w ciągu dnia robiłam sobie przerwy na kawę, na podziwianie widoków czy oglądanie czegoś, więc zwykle do schroniska przychodziłam ok. 15-16, a czasem i później. Nie brałam udziału w wyścigu, a tym samym… nie zawsze zdążałam na tanie łóżko w publicznym albergue (schronisku). Czasem więc zamiast 6 euro musiałam zapłacić 10 euro za schronisko prywatne. Ale czasem zdarzało się, że i tak sama z siebie wybierałam schronisko prywatne – zwłaszcza, jeśli bardziej mi pasowało pod względem lokalizacji. A mimo swojego niespieszenia się i tak ponad połowę nocy udało mi się przespać w schroniskach publicznych, czyli aż takiej tragedii nie było i często miejsce i tak udawało mi się zdobyć :). A przynajmniej nie gnałam, tylko szłam normalne, ciesząc się drogą. Tak więc, nie ma co popadać w paranoję i gnać dla samego gnania. Nie pozwólcie na to, by dopadła Was atmosfera wyścigu. Bo to jest właśnie ten element camino, który jak dla mnie może jego atmosferę najbardziej zepsuć.

A wszystko inne: uczucie bycia w drodze, krótsze i dłuższe konwersacje z poznanymi po drodze osobami, atmosfera w schroniskach, wszystko inne było jak dla mnie na plus :).

CAMINO DEL NORTE PRAKTYCZNIE

Dlaczego Camino del Norte?

Dróg idących do Santiago jest kilka. Ja wybrałam Szlak Północny – Camino del Norte (zwany również Camino de la Costa), bo chciałam przynajmniej przez jakiś czas iść wybrzeżem i móc czasem zejść na jakąś plażę. Czytając też opisy różnych szlaków to właśnie ten wydał mi się najciekawszy krajobrazowo. Poza tym, jest to też jeden z mniej obleganych szlaków. Nie ma tu takich tłumów jak na Szlaku Francuskim czy Portugalskim. Moim zdaniem szlak jest faktycznie przyjemny, ale… nie jest najłatwiejszy. Sporo tu wzgórz i przewyższeń, więc bywa męcząco. Co więcej, przez większość roku jest tu dość chłodno i deszczowo. Mi na szczęście trafiła się prawie idealna pogoda (w lipcu temperatury oscylowały w granicach 21-26 stopni i był tylko jeden dzień mocno deszczowy), ale poza sezonem letnim z pogodą może być tu różnie. Inny problem jest taki, że na szlaku tym wciąż brakuje rozwiniętej infrastruktury dla pielgrzymów. Im bliżej Santiago pojawia się coraz więcej albergues, ale na wielu wcześniejszych etapach jest ich zdecydowanie za mało (czasem co ok. 25-30 km) i często jest za mało w nich miejsc (w niektórych albergues publicznych jest ich tylko 12-16!).

Jak dotrzeć?

Ja leciałam Wizzairem z Katowic do położonego na wybrzeżu Santander, skąd przejechałam blablacarem (ok. 2 godzin) do Gijón. Z Santander znajdziemy również częste połączenia autobusowe do wielu hiszpańskich miast (firmą ALSA), ale w miarę możliwości polecam szybszego i tańszego blablacara. Niektóre inne osoby wybierające się na Camino del Norte decydują się na lot do Madrytu (większa liczba połączeń), a stamtąd jadą autobusem, pociągiem albo blablacarem do miejsca startu. Jeśli chodzi natomiast o powrót z Santiago, to niestety nie mamy stamtąd żadnych bezpośrednich połączeń do Polski. Możemy lecieć z przesiadką albo dojechać do Madrytu albo Porto, skąd mamy znacznie więcej połączeń. Ja jechałam z Santiago do Porto (autobus ALSA bezpośrednio z Santiago na lotnisko w Porto), skąd miałam bezpośredni lot do Warszawy.

Jak się przygotować?

Moim zdaniem pójście na Camino nie wymaga żadnego specjalnego przygotowania. Ja się do trasy nie przygotowywałam i zdecydowałam, że zdam się na los. Wydrukowałam sobie tylko jakiś krótki opis szlaku i rozpiskę rekomendowanych etapów i decydowałam na bieżąco. Jedynie dzień przed kolejnym etapem sprawdzałam, gdzie kolejnego dnia będę miała po drodze jakieś albergues i ile jest w nich miejsc. W przypadku, gdy widziałam, że w danym albergue publicznym jest mało miejsc (kilkanaście) dzwoniłam do któregoś z albergues prywatnych, by zarezerwować w nich miejsce (ostatecznie nie jest to konieczne, bo jakieś miejsce gdzieś i tak zawsze się znajdzie).

Dużo osób miało dokładne opisy szlaków i wszystko „pięknie” przygotowane, a ja działałam na bieżąco i generalnie nie miałam żadnych problemów. Szlaki w większości są dobrze oznaczone muszlami i żółtymi strzałkami i tylko w miastach możemy mieć problem ze znalezieniem szlaku (w razie czego pytajmy miejscowych).

Gdzie szukać informacji o camino?

Co zabrać?

  • Camino de la costa 5 (10 of 23)Oczywiście jak najmniej :D. Nie przedstawię Wam pełnej listy rzeczy (znajdziecie takich dużo w Internecie), podzielę się tylko swoim doświadczeniem w temacie rzeczy zbędnych i niezbędnych ;). Osobiście bowiem zrobiłam ogromny błąd biorąc na camino bezlusterkowca z dodatkowym obiektywem! Szczerze mówiąc rzadko kiedy chciało mi się go w ogóle wyjąć z plecaka i ostatecznie zwykle i tak robiłam zdjęcia komórką. A ciężar aparatu co krok przypominał mi o jego obecności. Moim zdaniem na camino nie idzie się dla zdjęć i teraz z aparatu bym na pewno zrezygnowała. Wzięłam też o jakieś 3 ciuszki za dużo. Moim zdaniem wersja idealna ubrań to: 3 koszulki na krótki rękaw/bez rękawów, spodnie trekkingowe z odpinanymi nogawkami, krótkie spodenki, luźne spodnie materiałowe (do spania i do chodzenia), bluzka na długi rękaw, softshell, bielizna (3 pary majtek, 3 pary skarpetek, stanik i stanik sportowy), strój kąpielowy, buff, krótkie buty trekkingowe, sandały trekkingowe, klapki, foliowy płaszczyk przeciwdeszczowy. Z innych rzeczy absolutnie niezbędnych na camino: śpiwór (w schroniskach nie zawsze można liczyć na pościel), ręcznik szybkoschnący, latarka, plastry, podstawowe leki, podstawowy zestaw kosmetyków do mycia, okulary przeciwsłoneczne. Polecam wziąć również kijki trekkingowe (ja kupiłam na początku szlaku najtańsze w Decathlonie, a potem zostawiłam je w Santiago ;)). Rzeczą, o której myślałam i której ostatecznie na szczęście nie wzięłam jest karimata. Na szczęście nigdzie nie była mi potrzebna ;).

Idąc na camino nie zapomnijcie też o… dobrej energii :).

SŁOWNICZEK:

albergue de peregrinos – schronisko dla pielgrzymów, w każdym schronisku możemy przebywać tylko jedną noc

albergue publico/municipal – schronisko publiczne/miejskie; opłata zwykle to 5-6 euro, nie można dokonywać rezerwacji, obowiązuje tu zasada: „kto pierwszy, ten lepszy”; w części z nich, jeśli zabraknie łóżek załatwiają jakieś dodatkowe materace w innych miejscach albo pozwalają rozkładać się na podłodze, ale nie zawsze…

albergue privado – schronisko prywatne dla pielgrzymów, opłata to zwykle 10-12 euro, rezerwacji można dokonywać telefonicznie

hospitalero – gospodarz, zarządzający danym schroniskiem

menu del peregrino – zestaw obiadowy, oferowany w wielu knajpach na szlaku w specjalnej cenie dla pielgrzymów (zwykle 1-2 euro taniej niż normalnie)

credencial – paszport pielgrzymi, dokument, w którym wbijamy pieczątki (sellos) potwierdzające nasze przejście szlaku, pieczątki możemy zbierać w albergues/knajpach/punktach informacji turystycznej/kościołach. Credencial możemy dostać za darmo w wielu punktach informacji turystycznej albo kupić za grosze w którymś z albergue (nie ma potrzeby zamawiać go wcześniej ze stron, które sprzedają je za wygórowaną cenę!). Na ostatnich 100 km powinniśmy mieć co najmniej dwie początki dziennie.

Compostela – certyfikat potwierdzający przejście camino, a raczej ostatnich 100 km do Santiago de Compostela (dlatego też z ostatnich 100 km musimy mieć dwie początki dziennie). Certyfikat wydawany jest za darmo w Biurze Pielgrzyma w Santiago

Buen Camino! (Dobrej Drogi!) – najpopularniejsze pozdrowienie na szlaku; to, co mówią do nas wszyscy po drodze i co my powinniśmy innym pielgrzymom odpowiadać 🙂

A zatem… Buen Camino, peregrino! 🙂


Jeśli wybierasz się na Camino del Norte zajrzyj do opisu szlaku (od Gijón do Santiago).

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s