Camino de Santiago: Camino del Norte, opis szlaku z Gijón do Santiago

Poniżej znajdziecie subiektywny opis szlaku Camino del Norte z Gijón do Santiago de Compostela.

Camino de la costa 2 (1 of 18) — kopia

Dzień 1: Gijón-Aviles; 25,4 km

Niestety to bodajże najnudniejszy etap camino. Pierwsze kilometry prowadzą przez miasto. Wyjście z Gijón trochę czasu zajmuje. Można jednak przy okazji pooglądać te całkiem ładne miasto (choć jeszcze lepiej zrobić to poprzedniego wieczora: wejść na Wzgórze Santa Catalina, przejść się przez starą część miasta z eleganckim Plaza Mayor z ratuszem i obowiązkowo napić się tak typowego dla Asturii cydru). Szlak przechodzi promenadą przy Plaży San Lorenzo (tu znajduje się punkt informacji turystycznej, gdzie odbierzemy za darmo Credencial i dostaniemy przewodniki po szlaku), potem przez Stare Miasto, koło niedużego portu i przy kolejnej plaży (Playa de Poniente), a potem ku wyjściu z miasta wzdłuż Avenida Galicia i Avenida Argentina. Potem, po wyjściu z miasta idziemy przez jakiś czas wzdłuż głównej drogi, co jest trochę nudne i mało przyjemne. W końcu zaczynamy iść koło pojedynczych wiejskich zabudowań, w pewnym momencie trzeba dość znacznie podejść pod górę. Asfalt w końcu zmienia się w leśną/polną ścieżkę, dookoła zielona wzgórza. Przechodzimy przez wioskę Santa Eulalia z ładnym kościołem, potem kolejne pojedyncze wioski i pola, a w końcu teren robi się bardziej przemysłowy – obok pojawiają się fabryki, zbliżamy się do Aviles. Niestety dość długi odcinek trzeba iść tu wzdłuż drogi (nie ma oddzielnej ścieżki dla pieszych), co jest i mało przyjemne, i mało bezpieczne. Dopiero po kilku kilometrach pojawia się chodnik i oficjalnie wchodzimy do Aviles. Dojście do centrum miasta i do albergue to jeszcze kilka kolejnych kilometrów.

Wieczorem warto przejść się po Aviles – bardzo przyjemne centrum miasta, z kolorowymi kolonialnymi budynkami, deptakami, ładnym głównym placem. W centrum jest kilka knajpek z menu dla pielgrzymów za 8-9 euro.

Gdzie spać?

  • Albergue de peregrinos „Pedro Solis” w Aviles – publiczne, koszt 6 euro, 56 łóżek w jednym wspólnym pomieszczeniu, dostępna kuchnia, zlokalizowane w centrum, tuż przy starej części miasta, całkiem wygodnie i przyjemnie.

Dzień 2: Aviles-El Pito/Cudillero, ok. 28-30 km (zależnie od tego, do której części Cudillero idziemy)

Większość przewodników po szlakach rekomenduje dojście z Aviles do Muros de Nalón (ok. 23 km) albo aż do Sotos de Luiña (ok. 38 km). Ja wybrałam jeszcze inną opcję, czyli dojście do El Pito (28 km od Aviles), czyli przedmieść Cudillero. Czemu? Bo bardzo chciałam zobaczyć miasteczko Cudillero uważane przez wielu za najładniejsze w Asturii. I było warto.

Dość sporo wzniesień, ale i tak całkiem przyjemny etap. Zaczynamy przejściem przez miasto Aviles (wychodzimy z miasta Avenidą Alemania). Dalej przez przedmieścia i częściowo przez las do miejscowości Piedras Blancas. Stamtąd pod górę, przez kolejne wioski, a następnie leśne dróżki, aż do wioski El Castillo (bardzo ładne widoki w tym miasteczku!). Dalej już prosta droga do Soto del Barco (przy rondzie kawiarnia, w której polecam zatrzymać się na kawę). Stąd już ostatnia prosta do Muros de Nalón, znajdującego się po drugiej stronie rzeki. Bardzo ładne miasteczko, uroczy główny plac z wieloma knajpkami (menu del dia zwykle za ok. 9-10 euro). Można rozważyć zrobienie sobie tu przerwy, a część osób zatrzymuje się tu na nocleg.

Stąd dalej biegnie przyjemny szlak (częściowo przez las) do El Pito, czyli przedmieść miasteczka Cudillero. Szlak nie przebiega przez same Cudillero, które jest położone 2 km w dół i naprawdę warto je odwiedzić. Kolorowe domki ulokowane na wzgórzach nad zatoczką z portem – widoki z wielu tutejszych punktów widokowych robią wrażenie. Żeby na spokojnie móc obejść miasteczka polecam to właśnie tu zatrzymać się na nocleg.

Gdzie spać?

  • Albergue Cudillero w El Pito (na szlaku) – schronisko prywatne z małą liczbą miejsc, więc wskazana jest rezerwacja telefoniczna (której ja nie dokonałam i nie załapałam się na miejsce). Koszt 12-15 euro. Ok. 2 km od centrum Cudillero. Z opinii innych pielgrzymów: czysto, przyjemnie, małe (4-osobowe) dormitoria, kuchnia.
  • Camping L’Amuravela w El Pito/Cudillero – kawałeczek od szlaku, ale to był absolutnie strzał w dziesiątkę! Camping, który ma wszystko (w tym basen!). Można nocować w bungalowach (te warto rezerwować wcześniej) albo wypożyczyć od nich namiot (ten mieli dla mnie bez rezerwacji). 2-osobowy namiot to koszt 20 euro za noc albo 15 euro dla indywidualnej osoby (choć mi udało się wynegocjować 10 euro). Mimo że to nie albergue to był jeden z moim najlepszych noclegów w czasie camino ;).
  • Albergue Camino de la Costa w Muros de Nalón – prywatne, koszt 10 euro, pokoje 4-osobowe, czyste i wygodne, na głównym placu miasteczka.
  • Albergue La Naranja Peregrina w Muros de Nalón – prywatne, koszt 10 euro, podobnie wygodne, ale troszkę dalej od centrum (na wejściu do miasta od strony Aviles).

Dzień 3: El Pito/Cudillero-Cadavedo, ok. 32-36 km (zależnie od tego, skąd dokładnie idziemy i od wariantu trasy)

Pierwsza część trasy, do Soto de Luiña (ok. 11 km) prosta i przyjemna: idzie się przez lasy i wioski, momentami trochę do góry, ale jeszcze nie bardzo męcząco. W Soto de Luiña przy głównej ulicy fajny bar/kawiarnia, gdzie warto zrobić chwilę przerwy. Za Soto mamy rozwidlenie szlaków i musimy się zdecydować, którą opcję wybieramy. Od głównej drogi jeden ze szlaków idzie pod górę, dając tym samym początek górskiej opcji camino (por la sierra). Zostając na głównej drodze wybieramy szlak nadbrzeżny (de la costa). Ja wybrałam ten idący wybrzeżem – głównie ze względu na widoki. Niestety nie jest tu jednak tak, że czeka nas prosty, niemęczący szlak po płaskim. Tutejsze wybrzeże jest wyjątkowo górzyste i czeka nas ciągłe chodzenie w górę i w dół. Dla mnie był to najbardziej męczący etap tej części camino i naprawdę dał mi się w kość. Na szczęście był piękny widokowo i dał możliwość podziwiania wybrzeża. Szlak prowadzi przez sympatyczne wioski, z których możemy odbić do którejś z plaży. Niestety pomiędzy wioskami właściwie za każdym razem musimy zejść w dół w stronę doliny, by potem wejść znów pod górę do kolejnego miasteczka/wioski (ewentualnie możemy iść główną asfaltową drogą, ale to jest też mało przyjemne i mniej bezpieczne). Najładniejszą plażą w okolicy szlaku jest Playa del Silencio (ok. 1,5 km od Castañeras), warto więc troszkę nadrobić, by zobaczyć plażę uważaną za najładniejszą w Asturii. Za nią kolejne wioski, kolejne doliny i kolejne wzniesienia aż do wioski Cadavedo, gdzie znajdziemy albergue. W Cadavedo całkiem dobre menu del peregrino (za 8 euro) znajdziemy w restauracji El Salon (niestety wieczorem kuchnia otwarta dopiero od godz. 20).

Gdzie spać?

  • Albergue Casa de Peregrinos Covi y Peter – schronisko prywatne, 10 euro, 10 miejsc w pokojach czteroosobowych + pokój dwuosobowy, jadalnia z mikrofalówkami, w cenie skromne śniadanie, ogólnie schludnie, czysto i przyjemnie.
  • Albergue de Peregrinos de Cadavedo – schronisko publiczne, 6 euro, 12 miejsc w budynku + kilka namiotów, tylko 1 łazienka (!), opinie o schronisku mieszane.
  • Albergue de peregrinos de Soto de Luiña – jeśli zdecydujecie się na inne niż u mnie podzielenie etapów  Soto de Luiña może być dobrym miejscem na nocleg; schronisko publiczne, 6 euro, 40 miejsc, opinie o schronisku… znów mieszane ;).

Dzień 4: Cadavedo-Otur, 24 km

W większości przewodników po camino rekomendowany podział zakłada na ten dzień krótki etap, z Cadavedo do uroczej miejscowości Luarca. Ja polecam zrobić jednak trochę więcej, choćby do Otur (niektórzy wolą iść jeszcze nieco dalej, do Piniery). Do Luarki droga jest prosta (znacznie mniej wymagająca niż poprzedniego dnia!), przez łąki, pola, wioski, pojedyncze zabudowania. Po przekroczeniu mostu (mniej więcej w połowie drogi między Cadavedo a Luarką) mamy możliwość odejścia trochę w bok do Plaży La Cueva. Bardzo fajne miejsce, polecam zrobić sobie tu chwilę przerwy. Potem z góry ładne widoki na plażę. Szlak prowadzi dalej przez przyjemną wioskę Barcia. Jeśli chcemy nocować w schronisku publicznym musimy jeszcze przed dojściem z Luarki odejść ok. 1,5 km w bok od szlaku (w stronę Almuña). Szlak idzie dalej przez Luarkę. Bez względu na to, czy nocujemy w tej okolicy czy idziemy dalej, polecam zrobić sobie dłuższą przerwę w Luarce, bo to jedno z ładniejszych miasteczek na wybrzeżu. Naturalny port, urocze domki dookoła, cudowne widoki z góry, zabytkowy cmentarz na wzgórzu, deptaki w centrum, do tego całkiem fajna plaża. Z miasta do wioski Otur, gdzie znajduje się prywatne schronisko mamy jeszcze 7 km: początek dość znacznie pod górę i niestety sporo po asfalcie, po drogie wioski i łąki, momentami monotonnie.

Gdzie spać?

  • Casa del Peregrino de Otur – schronisko prywatne, 10 euro ze śniadaniem, 14 miejsc, 7 km za Luarką, przy samym szlaku, kuchnia ze wszystkim, bardzo nowe, nowoczesne, niezwykle przyjazne i z najmilszą właścicielką na świecie. Jak dla mnie najlepsze schronisko na szlaku!
  • Albergue de Peregrinos de Almuña – schronisko publiczne, 5 euro, 22 miejsca, ok. 2 km od Luarki, dobre opinie.
  • Albergue Villa de Luarca – schronisko prywatne w samym centrum Luarki, 13 euro, 22 miejsca, nowoczesne i wygląda dość porządnie, ale opinie ma średnie z powodu ponoć niemiłego właściciela.

Dzień 5: Otur-La Caridad, 23 km

Moim zdaniem jeden z nudniejszych i bardziej monotonnych etapów, bo mimo że wciąż idziemy wzdłuż wybrzeża to na tyle od niego daleko, że tego wybrzeża i plaż jednak za bardzo nie widać. Pierwszy odcinek przez zalesione wzgórza, momentami dość błotniste ścieżki, aż dochodzimy do Villapedre (po ok. 6 km), gdzie jest przyjemny bar/kawiarnia. Dalej przez małą wioskę Piñera, gdzie znajduje się publiczne schronisko. Jakieś kolejne 6 km przez pomniejsze wsie do ładnego, położonego nad rzeką miasteczka Navia. Tu można zrobić sobie przerwę na przekąszenie czegoś (kilka fajnych knajpek i kawiarni w centrum). Dalej, za Navią szlak robi się jeszcze nudniejszy. Najpierw pod górę, skąd jeszcze fajne widoki na Navię, a dalej już przez pomniejsze wsie albo przez puste tereny i niestety długo asfaltem (męcząco i mało fajnie widokowo) aż dochodzimy do La Caridad, małej miejscowości z dwoma albergues i kilkoma knajpkami.

Gdzie spać?

  • Albergue de Peregrinos de la Caridad – publiczne, 5 euro, 18 miejsc w jednej sali, na wejściu do miasteczka, przyjemne, ale nie ma oddzielnej kuchni (tylko mikrofalówkę). Gdy się zapełni otwierają schronisko w Arboces (ok. 1,5 km przed miasteczkiem).
  • Albergue La Xana – prywatne, 11-13 euro, 12 miejsc, w centrum La Caridad, wygodne i nowoczesne, na dole bar-knajpka.
  • Albergue San Roque w Navii – jeśli komuś tak spodoba się Navia, że będzie chciał tu zostać; albergue prywatne, 11 euro, 24 miejsca, kuchnia, nowe, schludne.
  • Albergue de Peregrinos de Piñera – publiczne, 5 euro, 24 miejsca, w dawnej szkole, ale niedawno odremontowane, czyste i wygodne.

Dzień 6: La Caridad-Ribadeo (przez Tapia de Casariego), 23 km

Łatwy, przyjemny etap: krótki, po płaskim i bardzo ładny widokowo (w wersji idącej wzdłuż wybrzeża). Tu mamy bowiem dwa możliwe szlaki: przez pięknie położoną nad oceanem miejscowość Tapia de Casariego albo bardziej w głębi lądu przez miejscowość Tol. Ja polecam oczywiście pierwszą z wymienionych wersji. To Tapii z La Caridad mamy ok. 10 km prostą boczną drogą. Najładniejsza widokowo część zaczyna się w Tapii. Od razu na wejściu do miasteczka witają nas monumentalne formacje skalne tutejszego wybrzeża i surowe piękno jednej z tutejszych plaży (to tu położone jest schronisko w Tapii). Przez samą miejscowość polecam przejść nie szlakiem, a deptakiem z punktami widokowymi idącym nad samym oceanem. Piękne widoki na urocze miasteczko, a potem na kolejne plaże (jeśli będzie pogoda, polecam tu kąpiel). Wychodząc z Tapii wracamy znów na właściwy szlak. Dalej uliczką biegnącą przez pola i wiejska tereny. Jeśli chcemy wstępować na plaże trzeba trochę zboczyć ze szlaku. Ja zboczyłam na jedną z najbliższych do szlaku plaż – Santa Gadea, która okazała się dobrym wyborem: ukryta wśród skał, pusta, super widoki. Dalej mamy już szeroką i popularną wśród surferów plażę położoną tuż koło szlaku – Playa de Penarronda. Piękne widoki z góry na plażę. Dalej szlak odchodzi już trochę od oceanu i robi się bardziej monotonny, ale do Ribadeo mamy już ostatnią prostą. Dochodzimy do ruchliwego mostu na rzece Eo, a za nim już Ribadeo. Na szczęście most ma wydzieloną część dla pieszych, więc możemy po nim bezpiecznie przejść. Po drugiej stronie jesteśmy już w Ribadeo i w… Galicji! Po Ribadeo warto się chwilę pospacerować: bardzo ładne budynki, urocze uliczki, sympatyczny główny plac, sporo knajpek (menu dla pielgrzymów ok. 9-10 euro).

Gdzie spać?

  • Albergue de peregrinos de Tapia de Casariego – mi niestety nie bardzo pasowało zrobić tu nocleg, ale żałuję, bo schronisko wygląda super. Publiczne, 8 euro, 30 miejsc, położone na brzegu oceanu, czyste, schludne i nowoczesne.
  • Albergue de Peregrinos de Ribadeo – publiczne, 6 euro, 12 miejsc (bardzo małe, więc ciężko z miejscami!), kuchnia, ale niezbyt odnowione, ładnie położone nad ujściem rzeki, ale kawałek (ok. 2 km) od centrum.
  • Albergue Viruxe – prywatne, 12 euro, 20 miejsc w małych dormitoriach (mi się trafiło nawet spać samej w pokoju!), najnowsze w mieście (otwarte w 2019), właściwie prywatny dom – atmosfera niezwykle rodzinna, właściciel przemiły, jedno z najlepszych na Camino, do tego przy samym wyjściu z miasta na szlaku, bardzo polecam!

Dzień 7: Ribadeo-Lourenza, 29 km

Pierwszy etap w Galicji i pierwszy oddalając się od wybrzeża. Spore przewyższenia, bardziej wymagający niż dwa ostatnie etapy. Od razu po wyjściu z Ribadeo czeka nas spore podejście – do wioski Vilela, odległej od Ribadeo o 5 km (tu mamy bar, gdzie możemy zatrzymać się na kawę, jest też albergue – dla tych, którzy decydują się nie spędzić nocy w Ribadeo). Dalej dłuższy odcinek po dość płaskim terenie, by w końcu zacząć najdłuższe podejście – do Aponte de Arante. Przy gorętszej pogodzie może być tu momentami ciężko. Po drodze jednak niezłe widoki na wzgórza, idziemy trochę przez łąki, trochę przez las, trochę przez wioski. W końcu, po męczącym fragmencie możemy zrobić sobie przerwę w przyjemnej kawiarni w miasteczku Villamartin Grande (od Vilela nie ma innej kawiarni/baru po drodze). Za Villamartin już prostsza droga do Gondan, a dalej do San Xusto (gdzie też jest albergue). Potem jeszcze nieduże wzniesienie i fragment szlaku leśną dróżką aż do miasteczka Lourenza. Lourenza to całkiem ładne miasteczko z przyjemnym placykiem i eleganckim kościołem. Są pojedyncze knajpki/kawiarnie (nie jadłam w żadnej z nich, więc się nie wypowiem ;)).

Gdzie spać?

Liczba albergues i miejsc w nich w tak małej mieścinie jak Lourenza zadziwia!

  • Albergue de Peregrinos de Lourenza – publiczne, 6 euro, 20 miejsc, kuchnia, niezbyt nowoczesne, ale przyjazne.
  • Albergue Castelos – prywatne, 12 euro, 40 miejsc, kuchnia, taras z leżakami, nowoczesne i komfortowe, ale… jak dla mnie trochę zbyt hostelowe i mało klimatyczne ;).
  • Albergue Savior – prywatne, 13 euro, 24 miejsc, kuchnia, również nowoczesne i przyjemnie urządzone.
  • Totem Home Sharing – prywatne, 11 euro, 12 miejsc w pokojach 2 (!) i 4-osobowych, kuchnia, coś pomiędzy hostelem a mieszkaniem z airbnb ;).
  • Albergue de peregrinos de San Xusto (dla tych, którym zbraknie sił przed Lourenzą ;)) – publiczne, 5 euro, 12 miejsc, podobno trochę zaniedbane (nie ma najlepszych opinii).

Dzień 8: Lourenza-Gontan/Abadin, 22-25 km (zależnie od wyboru opcji szlaku)

Trasa z Lourenzy do Mondoñedo prosta i przyjemna. Tylko na początku trochę pod górę, potem już prościutko. Po drodze pojedyncze zabudowania, aż dochodzimy do Mondoñedo. Warto zrobić tu sobie chwilę przerwy, bo jest to jedno z ładniejszych miasteczek na galicyjskiej części szlaku: urocze uliczki z kolonialną zabudową, elegancki główny plac z okazałą Katedrą, kilka przyjemnych kawiarenek. Przerwa wskazana również dlatego, że za Mondoñedo zaczynamy bardziej męczącą część etapu. Z Mondoñedo mamy możliwość wybrać szlak jakieś 3-4 km dłuższy, ale z dużo mniejszym nachyleniem, a tym samym znacznie mniej męczący albo szlak krótszy, ale z dużym nachyleniem, przechodzący przez spore wzniesienie (677 m) i beż żadnych wiosek i zabudowań po drodze. Ja w sumie trochę nieświadomie wybrałam tę drugą, czyli bardziej męczącą opcję. I to akurat w najgorętszy dzień mojego camino. 12 km bez żadnych zabudowań, najpierw pod górę przez las, potem… dalej pod górę, ale wśród łąk – w palącym słońcu. Wydaje się, że droga nie ma końca (wybierając tę opcję weźcie ze sobą sporo wody!). Dopiero ostatni fragmencik przed Gontan już trochę przyjemniejszy, bo w końcu nie pod górę. Dochodzimy do malutkiej wioski Gontan, gdzie jest właściwie tylko kilka budynków, w tym albergue i bar z mini-sklepem. Trochę większy sklep znajduje się w Abandin, kilometr dalej (i wyżej ;)). Gontan jednak jest cudownym miejscem na odpoczynek, bo ma świetny park miejski z rzeką i naturalnym basenem (stawem/jeziorkiem :)). Kąpiel tu po takim męczącym podejściu idealna!

Gdzie spać:

  • Albergue de Peregrinos de Gontan – publiczne, 6 euro, 26 miejsc, kuchnia, ładne, nowoczesne, przyjemne, miła obsługa, do tego tuż koło wspomnianego parku z jeziorkiem, najlepsze ze schronisk publicznych, w których spałam! Bardzo polecam!
  • W Abadin (czyli miasteczku u góry) są dwa schroniska prywatne: Xabarin (15 euro) i Goas (12 euro), obydwa mają bardzo dobre opinie, ale jeśli w schronisku publicznym (czyli w Gontan) mamy tak genialne warunki, to nie wydaje mi się, żeby był sens przepłacać i iść do prywatnego ;).
  • Albergue de peregrinos de Mondoñedo – publiczne, 6 euro, 28 miejsc, nie byłam, ale opinie ma średnie ;).

Dzień 9: Gontan/Abadin-Vilalba, 22 km

Prosty etap, bez dużych przewyższeń. Po wyjściu z Abadin idziemy przez dróżki polne i leśne: przyjemna trasa przez łąki i lasy, momentami z widokami na okoliczne wzgórza. Po drodze mijamy ładny budynek prywatnego schroniska O Xistral, gdzie możemy zatrzymać się na kawę (nie ma żadnych innych kawiarni po drodze). Potem mijamy pomniejsze osady i dochodzimy do głównej drogi, wzdłuż której przez jakiś czas idziemy. Potem znów bocznymi drogami, aż do Vilalby. Na samym wejściu do miasta znajduje się schronisko publiczne. Centrum miasteczka jest 2 km stąd. Vilalba jest całkiem ładną mieściną z przyjemnym głównym placem z kilkoma barami i kawiarniami.

Gdzie spać?

  • Albergue de Peregrinos de Vilalba – publiczne, 6 euro, 48 miejsc, dostępna kuchnia, całkiem nowoczesne, ale daleko od centrum miasta (2 km).
  • Albergue As Pedreiras – prywatne, 10-12 euro (zależnie od sezonu), 28 miejsc, kuchnia, automaty z napojami i kawą, bardzo nowoczesne, przyjemne, super wyposażone, miła właścicielka, i w samym centrum, bardzo polecam!
  • Albergue Castelos – prywatne, 12 euro, 38 miejsc, kuchnia, nowoczesne, ale w klimacie bardziej hostelu niż schroniska, wszystkie łóżka w jednym pomieszczeniu, podobno głośno i mało przyjemnie, opinie ma dość średnie, ale jest blisko centrum.
  • Albergue O Xistral w As Paredes – dla tych, którzy zdecydowali się nie spać w Gontan/Abadin, tylko iść dalej, 7 km od Abadin, prywatne, 12-15 euro, 17 miejsc, w pięknym, starym, ale odrestaurowanym budynku, dostępna kuchnia, mały basen, przyjemne otoczenie.

Dzień 10: Vilalba-Miraz, 33 km (z Vilalby do Baamonde 19 km)

Ten etap większość rozplanowuje sobie inaczej niż ja, tzn. idzie tylko do Baamonde, czyli 19 km. Jako że jest to etap prosty i w większości po płaskim można to przejść spokojnie w 4 godziny, a potem co? Siedzieć cały dzień w małej wioseczce Baamonde, w której prawie nic nie ma? Moim zdaniem lepiej tego samego dnia przejść trochę więcej, a tym samym lepiej rozłożyć trasę na najbliższe dwa dni. Do Baamonde idziemy głównie przyjemnymi dróżkami – na początku pojedyncze wzgórza, potem już praktycznie po płaskim. Po drodze mijamy bardzo ciekawy architektonicznie cmentarz. W połowie drogi do Baamonde przy głównej drodze jest całkiem niezły bar/kawiarnia. Przed samym Baamonde musimy przejść tunelem pod główną drogą. Uwaga na latające tu nietoperze! Z Baamonde do Santiago zostało nam już tylko 100 km, dlatego to właśnie tu zaczyna swoje camino część osób (ci, którzy chcą dostać Compostelkę, do czego potrzeba właśnie 100 km). Miasteczko to właściwie jedna główna ulica z albergue i kilkoma kawiarniami/knajpkami. Ja zrobiłam tu tylko przerwę na kawę i przegryzienie czegoś (polecam przepyszną tortillę z ziemniaków w barze „KM 101”!) i ruszyłam dalej.

Camino de la costa 4 (22 of 26)Z Baamonde ok. 3 km idziemy główną asfaltową drogą, co nie jest szczególnie przyjemne. Dopiero potem wchodzimy w stronę lasu i idziemy leśnymi, fajnymi dróżkami (przepiękny las w tej okolicy!). Niedługo dochodzimy do rozwidlenia szlaków, gdzie musimy podjąć decyzją, którą drogą iść: tradycyjną (o 8 km dłuższą, ale z kilkoma albergues po drodze) czy nową, wytyczoną w 2017 roku (ale bez żadnych albergues i z tylko jednym barem po drodze). Ja postanowiłam iść drogą tradycyjną, jako że od początku moim planem był nocleg w Miraz. Idą po dość płaskim, nietrudnym terenie mijam jeszcze inne wioski, aż w końcu dochodzę do Miraz – wioski z pięknym kościołem i świetnym albergue.

Gdzie spać?

  • Albergue San Martin de Miraz – świetne schronisko prowadzone przez angielskie Stowarzyszenie Świętego Jakuba, co łaska (!), 26 miejsc, poza noclegiem dostajemy skromne śniadanko, dostępna kuchnia, przyjemny ogródek, bardzo ładne i czyste miejsce, polecam!
  • Albergue O Abrigo w Miraz – kolejne, prywatne schronisko w Miraz, 10 euro, 40 miejsc, w budynku jest bar/restauracja.
  • Albergue A Lagoa – prywatne schronisko dwa kilometry przed Miraz, 10 euro, 16 miejsc, kuchnia, w budynku bar/restauracja.
  • Albergue Rural Witericus w Carballedo – prywatne schronisko pomiędzy Baamonde a Miraz, 12 euro, 9 miejsc w tradycyjnej, klimatycznej wiejskiej chacie, na miejscu bar/kawiarnia, cieszy się bardzo dobrymi opiniami.
  • Albergue de Peregrinos de Baamonde – publiczne, 6 euro, 94 miejsca, duże albergue z ogrodem, dobre opinie, jeśli decydujecie się zakończyć ten etap w Baamonde to nocleg tu jest najlepszą opcją. I w końcu jest tu tyle miejsc, że nie trzeba o nie walczyć ;).

Dzień 11: Miraz-Sobrado dos Monxes, 26 km

Bardziej wymagający etap, bo ze sporym przewyższeniem (to tu znajduje się najwyższy punkt Camino del Norte – 710 metrów). Na szczęście idąc od Miraz (a nie od Baamonde) etap ten nie jest już aż tak długi i możemy go spokojnie dość sprawnie przejść. Częściowo idziemy leśnymi dróżkami przez wzgórza, częściowo asfaltowymi drogami przez wioski. To właśnie wtedy połowę dnia lało, więc przyznaję, że mało skupiałam się na widokach ;). Po pewnym czasie wychodzimy na główną drogę, wzdłuż której przez jakiś czas idziemy – aż do miejscowości Mesón, gdzie w końcu mamy kawiarnię/bar, gdzie możemy zrobić sobie przerwę. Stąd już tylko ostatnie 6 km do Sobrado przez przyjemniejsze wiejskie dróżki. Przed Sobrado mijamy jeziorko i w końcu dochodzimy do Sobrado dos Monxes, gdzie czeka na nas olbrzymi kompleks w klasztorny, w którym… możemy spać! To właśnie tu znajduje się tutejsze publiczne albergue :). Nocując w nim możemy również zwiedzić tutejsze zabytkowe wnętrza, piękne patia i wejść do tutejszego kościoła (niestety aktualnie w remoncie, ale i tak wygląda nieziemsko!). Na głównym placyku w Sobrado (w pobliżu klasztoru) znajdziemy kilka knajp z przyzwoitym jedzeniem.

Gdzie spać?

  • Albergue de Peregrinos del Monasterio de Sobrado dos Monxes – nie ma lepszego miejsca do spania w Sobrado niż nocleg w klasztorze! Schronisko publiczne, 6 euro, 120 miejsc (w końcu dużo miejsc!), kuchnia, meldowanie się dopiero od 16.30, zabytkowe, klimatyczne wnętrza klasztoru to jeden z jego głównych plusów… wszystko jest tu takie magiczne. A poza tym czysto, przyjemnie, mili mnisi :). Doświadczenie jedyne w swoim rodzaju!
  • Albergue Lecer w Sobrado dos Monxes – prywatne, 10 euro, 28 miejsc, kuchnia, podobno porządne i nowoczesne, ale… mając do wyboru klasztor i zwykłe schronisko polecam wybrać jednak nocleg w klasztorze :D.
  • Albergue de Peregrinos de A Cabana – publiczne, 6 euro, 30 miejsc, kuchnia, nowoczesne, czyste i przyjemna, opcja, dla osób, które opadną za bardzo z sił w drodze do Sobrado.
  • Albergue Casa Roxica w A Roxica – prywatne, 10 euro, 10 miejsc, 15 km przed Sobrado, kolejna opcja dla osób, które opadną za bardzo z sił w drodze do Sobrado, opinie ma jednak mieszane…

Dzień 12: Sobrado dos Monxes-A Salceda, 33 km (z Sobrado do Arzua 22 km)

Większość osób decyduje się na przejście ostatnich 60 km do Santiago w trzy dni. Ja zdecydowałam się przejść je w dwa. Czemu? 1. Wydało mi się, że robienie po 20 km dziennie to trochę za mało (kończysz po 4-5 godzinach i co dalej?) 2. Nie chciałam spędzać noclegu w bardzo popularnych wśród pielgrzymów miasteczkach Arzua i O Pedrouzo. W Arzua nasz szlak łączy się ze Szlakiem Francuskim i pojawiają się tłumy pielgrzymów (a czasem mam wrażenie, że bardziej wycieczkowiczów niż pielgrzymów!) i nie był to dla mnie sprzyjający klimat.

Szlak przyjemny, trochę przez wzgórza, ale w większości płasko, pojedyncze wsie po drodze, potem trochę wzdłuż głównej drogi. Przerwę na kawę można sobie zrobić w As Corredoiras (po ok. 8 km) albo w Boimorto (po kolejnych dwóch kilometrach, tu więcej fajnych kawiarenek i barów). Za Boimorto fragment przez las, potem sympatyczna wioska z ładnym kościółkiem, a później polnymi dróżkami. Przed samą Arzuą trzeba podejść trochę pod górę. W Arzua większość osób kończy etap tego dnia, ale ja zdecydowałam się zrobić tu tylko przerwę na przegryzienie czegoś i iść dalej. Samo miasteczko jest malutkie, ale z całkiem przyjemnym centrum z ładnym placykiem przed kościołem i kilkoma uroczymi uliczkami. Widać tu już dużą różnicę w porównaniu z poprzednią częścią szlaku. Pojawiają się tłumy turystów/wycieczkowiczów. Ludzie wchodzą do miasta „na lekko” z małymi plecaczkami jako część zorganizowanych grup. Nie mój klimat, więc uciekam dalej.

Idę w stronę oddalonej o kolejne 11 km wioski A Salceda, gdzie jest kilka prywatnych albergues. Idzie się prostym szlakiem, trochę leśnymi dróżkami, trochę przez pojedyncze osady. W jednej z wiosek (Outeiro) mijamy bardzo dziwny bar – Casa Tia Dolores, cały udekorowany butelkami od piwa, ciekawy klimat. Stąd już ostatnia prosta do A Salceda – malutkiej osady, gdzie właściwie nic poza schroniskami i jedną dobrą knajpką z grillem nie ma, ale jest to dobre miejsce na odpoczynek :).

Gdzie spać?

  • Albergue de Boni w A Salceda – prywatne, 11 euro, 20 miejsc, kuchnia, prysznic z hydromasażem (!), przyjemne i wygodne, bardzo miły właściciel.

[W A Salceda są jeszcze dwa prywatne albergues – bardzo dobrymi opiniami cieszy się Albergue Turistico Salceda]

  • Albergue de Peregrinos de Arzua – publiczne, 6 euro, 56 miejsc, kuchnia, w związku z tym, że tu łączymy się ze Szlakiem Francuskim schronisko bardzo oblegane, żeby mieć miejsce trzeba przyjść naprawdę wcześnie. Jeśli jednak nie zdążycie to w Arzua jest cała masa schronisk prywatnych (z których najlepsze opinie ma Albergue Ultreia i Casa del Peregrino).
  • Albergue de Peregrinos de Boimorto – publiczne, 6 euro, 34 miejsc, kuchnia, nowe i zadbane.

Dzień 13: A Salceda-Santiago de Compostela (!), 27 km

Mój ostatni etap drogi do Santiago. Z A Salceda idę już prosto do celu podróży :). Droga do O Pedrouzo (ok. 8 km) prosta, zwykle bocznymi dróżkami, ale w pobliżu głównej drogi, kilka wsi po drodze. 3 km przed O Pedrouzo wioska Santa Irene, gdzie znajduje się publiczne schronisko dla pielgrzymów. Kolejne publiczne albergue w O Pedrouzo (i to tu zatrzymuje się większość pielgrzymów – tych, którzy tego dnia idą od Arzua). Ja jednak nie przechodzę przez centrum O Pedrouzo, bo szlak idzie trochę bokiem, za O Pedrouzo częściowo przez las. Ok. 4 km za O Pedrouzo przyjemny bar (Kilometro 15), gdzie warto zatrzymać się na kawę. Potem fragment przez las i delikatnie pod górę. Za jakiś czas docieramy do głównej drogi do Santiago i idziemy przez jakiś czas wzdłuż niej (a właściwie nad nią), a potem koło lotniska, a właściwie dookoła terenu lotniska. Stąd już tylko jakieś 8 km do Santiago. Potem trochę jeszcze pod górę, mijamy dwie przyjemne wioski i camping z całkiem miłym barem/kawiarnią. Za chwilę już ostatnie podejście i jesteśmy w Monte do Gozo. Stąd roztaczają się już panoramiczne widoki na odległe o jedynie 4 km Santiago. Tu też znajduje się ostatnie publiczne albergue przed Santiago, a także bardziej kameralne polskie albergue („co łaska”). Część osób to tu decyduje się spędzić ostatnią noc, by kolejnego dnia rano na spokojnie dojść do Santiago, a także by uniknąć znacznie wyższych cen noclegów w mieście. Też to przez jakiś czas rozważałam, ale ostatecznie jednak zdecydowałam się tego samego dnia dojść do Santiago. Z Monte do Gozo już w dół prosto do miasta, za jakieś pół godziny mijamy znak „Santiago” i potem już przez miasto w stronę Katedry. Droga jest dobrze oznaczona, więc z dojściem na główny plac raczej problemów nie ma ;). Docieramy do Katedry, czyli do naszego… celu wędrówki! Jakie wrażenia? Musicie przekonać się sami :D.

Do Katedry polecam wejść albo wcześnie rano, albo późnym popołudniem (ok. południa jest najwięcej osób). Podobnie, jeśli chodzi o otrzymanie certyfikatu (słynna Compostela) w Biurze Pielgrzyma – dobrze być tam z samego rana albo bliżej wieczora. Santiago oczywiście oferuje całą gamę atrakcji i jest to naprawdę przyjemne miasto do spędzenia jakiś 2 dni – czy to spacerując po mieście, czy odpoczywając po długiej wędrówce :).

Gdzie spać?

  • W Santiago nie ma schronisk publicznych, są tylko droższe, prywatne, których ceny zaczynają się od 12-13 euro (tyle kosztują te położone dalej od centrum). Ja spałam w albergue „El viejo Quijote” za 14 euro, dość blisko centrum – moim zdaniem całkiem dobry wybór. Większość albergues położonych bliżej centrum jest znacznie droższa.
  • Albergue de la Xunta del Monte do Gozo – publiczne, 6 euro, 500 (!) miejsc, olbrzymie albergue, 4 km od Santiago, kuchnia, bar, cieszy się całkiem dobrymi opiniami.
  • Polskie Albergue w Monte do Gozo (Albergue del Centro Europeo de Peregrinación Juan Pablo II) – „co łaska”, 68 miejsc, położone na ładnym terenie, czyste, zadbane i przyjemne, bardzo dobre opinie, niektórzy decydują się tu zostać na 2-3 dni swojego pobytu w Santiago jeżdżąc potem z Santiago tu autobusem (jest bezpośredni autobus z okolic centrum).

Jeśli wybierasz się na camino zajrzyj też tu (refleksje + informacje praktyczne).

Dodaj komentarz