Niedawno planowałam napisać luźny artykuł o paru niedogodnościach związanych z podróżowaniem – o trudnościach, z którymi przyjdzie się nam zmierzyć w trakcie podróży, o wyjściu poza strefę komfortu, o ciężkich warunkach, o zmęczeniu i wyczerpaniu, o tym, że może być niebezpiecznie, o tym, że niektóre miejsca okazują się być przereklamowane itp. Kilka ogólnych refleksji, nie do końca mówiących o tym, co tak naprawdę jest ważne. Bo wiecie co? Te minusy to żadne minusy. Lubię być w drodze, lubię nie wiedzieć, co zdarzy się kolejnego dnia, gdzie będę spać i w jakich warunkach. A w rzeczywistości jest kilka spraw związanych z podróżowaniem, które są znacznie istotniejsze i które są tymi głównymi minusami.
A o co konkretnie chodzi? Ano o rodzinę, o bliskich, o przyjaciół. Będąc w podróży, nie jesteśmy w domu. Oczywiste, nie? A co w praktyce z tego wynika? Po pierwsze, omija nas część wesołych wydarzeń w naszej rodzinie i wśród naszych przyjaciół. Gdy wracamy do domu okazuje się, że dużo się zmieniło, że w czasie, gdy nas nie było w kraju ktoś wziął ślub, komuś urodziło się dziecko, ktoś znalazł świetną pracę, ktoś inny podjął inne, ważne decyzje życiowe. A nas przy tym wszystkim nie było.
Po drugie, w podróży nie ma przy nas naszych bliskich wtedy, gdy ich potrzebujemy – gdy źle się czujemy, gdy nas okradziono, gdy przydarzyło nam się coś złego. Nie ma też ich w tych dniach, które to zwykle spędzaliśmy razem – nie będziemy świętować z nimi naszych urodzin i nie będzie świąt w rodzinnym gronie (a po ostatnich peruwiańskich świętach stwierdzam, że nawet plaża i palmy tego do końca nie zrekompensują).
A po trzecie i najważniejsze: podróżując, nie jesteśmy często przy naszych bliskich, gdy oni tego potrzebują. Gdy ktoś choruje czy dzieją się inne złe rzeczy czujemy, że powinniśmy być w domu. A gdy nie ma takiej możliwości, może się okazać, że będziemy sobie później wypominać, że nie było nas w jakimś ważnym i trudnym momencie. Jest niby tak, że zwykle pomóc bezpośrednio nie możemy, ale jednocześnie mamy głębokie przeświadczenie, że nasza obecność jest ważna.
W moim przypadku czas mojego dłuższego pobytu za granicą na szczęście nie obfitował w jakieś złe czy smutne wydarzenia. Natomiast od mojego powrotu parę takich mniej przyjemnych, rodzinnych sytuacji już się wydarzyło. Z jednego wyjazdu wróciłam z tego powodu nieco wcześniej, na inny planowany wyjazd w ogóle nie pojechałam. Podróże zostały na razie zepchnięte na trochę dalszy plan. Bo mimo że może i nie jest teraz tu zbyt fajnie, mam poczucie, że dobrze, że jestem.
Czy to oznacza, że nie powinniśmy jeździć, podróżować? Zdecydowanie nie. Chodzi raczej o to, że są rzeczy ważne i ważniejsze. I to nie zawsze podróże są tą rzeczą ważniejszą. Czasem trzeba przewartościować parę tematów i zdecydować, co w którym momencie jest najistotniejsze. A do podróżowania przecież jeszcze wrócimy.
Mi osobiście ciężko byłoby wyobrazić sobie całkowitą rezygnację z podróży. Fakt jest bowiem taki, że im więcej podróżujemy, tym trudniej jest nam wrócić do normalnego życia. Zaczynamy cierpieć na syndrom podróżnika, który właściwie uniemożliwia nam prowadzenie owego „normalnego” życia i przez który przestajemy odnajdywać szczęście w pracy na etacie i w stabilizacji (swoją drogą, to chyba jest ten kolejny minus podróżowania).
Tak więc, podróżujmy, poznajmy świat, żyjmy! Ale wtedy, gdy jest taka konieczność, bądźmy w domu, przy bliskich. Bo podróże nie zając, nie uciekną (a przynajmniej taką mam nadzieję ;)).
Dobrze to ujęłaś. Rzadko się mówi o minusach i niedogodnościach podróży. Zwykle patrzy się na nie poprzez pryzmat przygód i wielkiego WOW. 🙂
Choć wad jest znacznie więcej niż te, które wymieniłaś, bo nie ukrywajmy, jak często komuś rodzi się dziecko, bierz ślub i koniecznie trzeba przy tym być 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W moim otoczeniu ostatnio dość często 😉 Choć i tak problemem u mnie są raczej te mniej radosne sytuacja, przy których to szczególnie ważna jest nasza obecność.
PolubieniePolubienie
Wtedy tak, ale nie zakładaj, że często się będą złe rzeczy działy, które wymagają Twojego powrotu do kraju. 🙂
Zresztą nawet jeśli to po „uspokojeniu” się sytuacji w domu zawsze możesz wrócić na szlak, a minusy nadal pozostaną. Ot, takie tam dywagacje.
PolubieniePolubienie
Odnoszę się do tego, co napisałaś w przedostatnim akapicie.
Wydaje mnie się, że określany przez Ciebie, tzw. „syndrom podróżnika” to zwykłe… pierdolenie. Bo inaczej tego nie potrafię określić.
Podróżowanie jest aktualnie w modzie (solo, grupowo, z partnerem, gap year etc.) ale brak możliwości wrócenia do codziennego życia? WTF? Nigdy z tym problemu nie miałem i wydaje mnie się, że problemy z tym może mieć ktoś o mocnym rozchwianiu emocjonalnym. A widziałem w swoim życiu dużo pod względem podróżniczym.
Na wstępie (a właściwie mocno poza wstępem) powiem, że OK, masz rację. Podróżowanie nie jest dobre na dłuższą metę (pod warunkiem, że ma się rodzinę/osoby bliskie) i w perspektywie długoterminowej może dać się we znaki właśnie przez brak kontaktu/bliskości z rodziną. Ale żeby mieć problem, by wrócić do życia codziennego? Brzmi to dla mnie jak kolejny, powielany etos podróżnika. Totalnie bezsensowny.
Twój wpis na blogu jest w porządku (zaraz wyjdzie, że jestem passive-aggresive), jednak komentarzem staram się odnieść do kolejnego, powtarzanego schematu przez kolejnego blogera-podróżnika, że coraz ciężej jest wrócić do życia codziennego, Czy naprawdę tak uważasz? W czym to życie codzienne jest gorsze od życia w podróży?
„Syndrom podróżnika, który właściwie uniemożliwia nam prowadzenie owego „normalnego” życia i przez który przestajemy odnajdywać szczęście w pracy na etacie i w stabilizacji” – nie wydaje się Tobie, że próba „ucieczki” przed codziennością jest oznaką słabości aktualnego pokolenia, które podróżuje? Próba usiedzenia w miejscu jest aktem otwartego sprzeciwu wobec warunków, które wbrew pozorom nie są takie złe, ale wydają się być złe w myśl powiedzenia, że „u siąsada to nawet trawnik jest bardziej zielony”?
Pytam jako podróżnik, który nigdy nie miał problemu, by wrócić na „stare śmieci”,
PS Mam 22 lata, nie jestem dziadem 😉
PolubieniePolubienie
A ja zgadzam się z tym, że trudniej jest wrócić do normalnego życia, a nawet z tym, że długie podróże uniemożliwiają to, aby w późniejszym czasie wrócić do normalnego życia. Nie wydaje mi się, żeby to było zwykłe pierdolenie 😛 Przykład? Rok w podróży, codziennie dzieje się coś innego, odkrywanie innej kultury, częsta zmiana miejsca, spontaniczne życie. Wracasz do domu. Fajnie się wraca do swojego środowiska, zwłaszcza po długim czasie poza domem, Później jednak znów chcesz gdzieś wyruszyć. Dwa tygodnie wolnego w ciągu roku już nie bardzo są Ci na rękę. Próba ucieczki? Myślę, że chodzi bardziej o ciekawość świata i uzależnianie się od podróży, a nie o ucieczkę… Tu chodzi bardziej o styl życia, a nie o ucieczkę… Skoro nie miałeś problemu, by wrócić na stare śmieci to tylko pozazdrościć 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Natomiast ja się zgodzę co do „syndromu podróżnika”, to że ktoś nie ma problemu z powrotem do rzeczywistości nie oznacza że każdy będzie miał tak samo. Osoby z którymi wyjeżdżam wracają do swoich codziennych obowiązków raczej bezproblemowo. Natomiast mi, mimo że normalnie funkcjonuje, często zamiast skupić się na obecnych obowiązkach i zadaniach (głownie nauce do ciężkich egzaminów) chodzi po głowie szukanie nowych biletów i kierunków, czytanie blogów i forów, trochę mnie to rozprasza. Natomiast z drugiej strony wiem że daje mi to radość,mimo wszystko trzeba trochę z tym walczyć.
pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Najważniejsze to znaleźć złoty środek. Podróże są fajne ale czasem warto spędzić kilka chwil z rodziną bo może się okazać, że to też będzie wspaniała przygoda 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dokładnie. Dużo zależy także od naszej aktualnej sytuacji.
PolubieniePolubienie