Granice (ludzkiej wytrzymałości)

Nie lubię granic. A już w szczególności tych latynoskich. Niby nic szczególnie groźnego na żadnej z nich mnie póki co nie spotkało, ale jakoś zawsze wzbudzają one we mnie średnie uczucia.  I chyba nie tylko u mnie, bo sporo osób pytając się o rady podróżnicze porusza właśnie temat granic – czy są bezpieczne, czy są jakieś problemy przy ich przekraczaniu… Czemu nie lubimy granic? Ano z co najmniej kilku powodów….

  • Oszustwa mniejsze i większe

Nie da się ukryć, że oszuści i wyłudzacze lubią granice. A w szczególności lubią zagranicznych turystów przekraczających te granice. Czatujących na turystów oszustów możemy spotkać już w pobliskich miasteczkach, w których to, niby chcąc pomóc, będą Cię przekonywać, że najlepiej i najbezpieczniej (!) przekroczyć granicę z nimi (taka sytuacja przytrafiła mi się w pobliżu granicy peruwiańsko-ekwadorskiej). Oczywiście próbować możemy, ale skończyć może się to różnie, z czego wyłudzenie pieniędzy może okazać się najbardziej łagodną opcją. A o najgorszych historiach tych, którzy zaufali przypadkowym niby-przewoźnikom lepiej nawet nie myśleć…

Swoją drogą, po przekroczeniu granicy powinniśmy dalej mieć się na baczności, bo i tu oszustów (często pod postacią niby to pomocnych taksówkarzy) jest sporo (tu dla odmiany polecam lekturę moich boliwijskich przypadków).

Żeby uniknąć takich sytuacji, warto, tam gdzie to możliwe, korzystać z międzynarodowych przejazdów autobusowych, z przystankiem na granicy w celu załatwienia wszystkich formalności.

  • Czujemy się podejrzani

Na granicach latynoskich niejednokrotnie czułam się jak podejrzana. Nie podoba mi się, że pobierają mi odciski palców (co w sumie jest dość popularną w Ameryce Południowej praktyką, nawet przy korzystaniu z autobusów międzymiastowych), że muszą mnie o wszystko wypytać, że przeszukają mój bagaż (zdarza się, że nam go dokładnie przeszukają podwójnie, tj. po obu stronach granicy). A do tego jeszcze to potwierdzanie, czy na pewno nie przewozimy żadnych zakazanych tu owoców czy wyrobów mięsnych (Najbardziej rozbroiło mnie pytanie chilijskiego celnika: „Tak? Nie przewozicie owoców? Na pewno? To co w takim razie będziecie jeść w czasie podróży?”).

  • I jeszcze te dokumenty…

A jakby tego było mało, musimy być przygotowani na okazanie różnych dokumentów, których posiadanie teoretycznie wcale nie musiałoby być dla nas konieczne. Powtarzającą się sytuacją jest przykładowo proszenie nas o okazanie biletu powrotnego, żeby udowodnić, że dany kraj opuścimy (a przecież wiele osób podróżujących przez dłuższy czas takich biletów jeszcze zwyczajnie nie ma). Na szczęście i takie sytuacje możemy obejść 😉 (np. dzięki stronom umożliwiającym krótkoterminową rezerwację biletów, bez konieczności zapłacenia za nie od razu).

Co jeszcze mieć powinniśmy? Oczywiście pieniądze! Może okazać się bowiem, że będziemy musieli udowodnić, że posiadamy wystarczające zasoby finansowe na pobyt w danym kraju. Najlepiej w gotówce… Ale kto to słyszał, żeby podróżować z plikiem banknotów? (Rozwiązaniem może być wyciąg z karty, potwierdzający posiadanie konkretnych środków.)

A po co jeszcze przydadzą się pieniądze? Bo niestety na niektórych granicach za wyjazd z jednego kraju czy wjazd do drugiego musimy jeszcze swoje zapłacić…

  • Czas, czas, czas…

A na domiar złego, nigdy nie wiadomo, ile dokładnie nam ta przeprawa zajmie. Przykładowo: jadąc z Panamy do Kostaryki przekraczanie granicy zajęło mi trzy godziny (długie kolejki, powolni celnicy, dokładne przeszukiwania bagażu i wiele powodów do frustracji), podczas gdy przekraczanie jej w drugą stronę zajęło mi jedynie dwadzieścia minut i było znacznie prostsze. Co ciekawe, w obu przypadkach nie korzystałam z międzynarodowych przejazdów, które na pewno  jeszcze skróciłyby ten czas…

  • I to poczucie zagrożenia

Nie da się ukryć, że na granicy łatwo możemy poczuć się niepewnie. Okolice przygraniczne często do zbyt przyjemnych nie należą (a już w szczególności, gdy przyjdzie nam przekraczać je po zmroku!) i nawet w krajach, w których czułam się bezpiecznie (jak ostatnio w Panamie i Kostaryce) przekraczając granicę czułam się nieco zagrożona. I w sumie to nie potrafię do końca wyjaśnić, z czego to uczucie dokładnie wynikało… Może jest to wypadkowa wszystkich poprzednich punktów, a może jeszcze coś innego… Zwyczajnie granic nie lubię.


Ewidentnie nie jestem jedyną osobą, która zmagała się z różnymi problemami przy przekraczaniu latynoskich granic. A wciąż nie miałam do czynienia z tą granicą, która uważana jest za jedną z najbardziej kłopotliwych, czyli granicą panamsko-kolumbijską. Jeśli chcecie wiedzieć, jak tę granicę przekroczyć, konieczcie przeczytajcie historie Karoliny i Bartka z Tropimy Przygody.

Reklama

6 komentarzy do “Granice (ludzkiej wytrzymałości)

  1. W tym kontekście gorąco polecam Ci książkę „Krótki podręcznik przekraczania granic” albańskiego pisarza, który ze swego kraju uciekał (nie raz zresztą) do Grecji. Pisałam o niej na blogu, ale zanim poznasz moją opinię na temat tej książki, polecam Ci jej samodzielną lekturę. Opisuje ona wiele obaw, których sama doświadczyłaś i które Cię dotknęły. I choć minęło parę lat od jej napisania, to wciąż jest mocno aktualna.

    Polubienie

  2. Ja z jednej strony się zawsze czuję podejrzana granicy a z drugiej mam wrażenie, że większość celników kompletnie nie interesuje moja osoba. Nie mniej jednak, zawsze jest to stresujące. Szczególnie po tym jak byłam świadkiem prawdopodobnie próby przemytu (?). Staliśmy w kolejce na granicy Kanady i USA i nagle wszyscy celnicy wyciągneli broń i otoczyli jeden z samochodów. Nie chciałabym tego powtórzyć.

    Polubienie

  3. ja właśnie lubię przekraczać granice – fajne uczucie, kiedy jesteś w nowym kraju (nieważne, czy całkiem nowym, czy już wcześniej odwiedzonym), dostajesz nowe pieczątki do paszportu (to jedne z niewielu rzeczy, które autentycznie zbieram)… chociaż do tej pory nie zaliczyłem żadnej granicy w Ameryce (za to parę razy izraelską i sporo wschodnich) – papierologia to dla mnie w większości przypadków nie jest duży problem (m.in. ogarniam kartę migracyjną i deklarację tamożennają przy wjeździe do Rosji 😉 )

    Polubienie

  4. Lubię historie graniczne 🙂 Od razu przypomina mi się moje zatrzymanie i przesłuchiwanie w Tel Awiwie, gdy zobaczono moją wizę irańską. Dreszczyk emocji, sporo nerwów, bo w końcu na swój ślub leciałem, ale koniec końców, udało się. Teraz śmiesznie się wspomina w rozmowach ze znajomymi 🙂

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s