Przed wyjazdem do Kostaryki oczami wyobraźni widziałam wulkany i zielone lasy. To w ich poszukiwaniu odwiedziłam interior kraju – okolice miejscowości Santa Elena i La Fortuna.
Santa Elena i rezerwat Monteverde

Santa Elena służy jako główna baza wypadowa do poznawania mglistych lasów Kostaryki. Miasteczko jest całkiem przyjemne, ale też mocno nastawione na turystów. Sporo tu sklepów, kawiarni, knajpek… a to dopiero początek… Wydaje się, że powstało tu wszystko, co tylko możliwe, aby zadowolić turystów. Mamy więc „ranario” (miejsce do oglądania żab), „mariposario” (do oglądania motyli), „serpentario” (do oglądania węży), mini-dżunglę z nietoperzami; organizowane są wycieczki czekoladowe, wycieczki kawowe, wycieczki na wiszące mosty, tyrolki itp. itd… W wyborze może ograniczać nas właściwie tylko budżet i czas ;).
Ja jednak przyjechałam w te okolice, by oglądać to, co stworzyła natura. Już na wstępie z Santa Elena udałam się na wzgórze Cerro Amigos. Niezbyt męczący trekking z miasteczka prowadzi nas na szczyt, skąd roztaczają się piękne widoki na okoliczne lasy. Miałam szczęście trafić tu akurat na zachód słońca, dzięki czemu było jeszcze bardziej magicznie.
To jednak z czego najbardziej słynie region to mgliste lasy. W okolicy miasteczka znajdują się dwa główne rezerwaty z mglistymi lasami – Santa Elena i Monteverde. Ja decyduję się na ten drugi, bo podobno większy i ma więcej szlaków pieszych. Rezerwat faktycznie ma przyjemne, biegnące wśród zieleni, acz znów mocno turystyczne ścieżki. Las okazuje się być podobny do tego znanego mi z Ekwadoru, więc robi już nieco mniejsze wrażenie – zwłaszcza, że w trakcie mojej wizyty jest zdecydowanie bardziej słoneczny niż mglisty. Jednym z bardziej interesujących miejsc jest najwyżej położony punkt rezerwatu, skąd widoki na lasy są niezłe (choć porównywalne do tych oglądanych dzień wcześniej ze wzgórza Cerro Amigos). Najciekawszy okazuje się być jednak wiszący ponad drzewami most. Spacer nim jest faktycznie ciekawym doświadczeniem, choć most nie jest wcale aż tak wysoki, jak wygląda na zdjęciach (podobno te większe możemy oglądać dopiero w innych miejscach podczas zorganizowanych wycieczek).
Wizyta w rezerwacie mnie osobiście nie powaliła, ale być może za dużo wcześniej naoglądałam się podobnych miejsc, by zachwycać się kolejnym lasem… Nie ulega jednak wątpliwość, że miłośnicy przyrody mogą tu spędzić przyjemnie czas, podziwiając tutejszą roślinność i buszujące pomiędzy konarami zwierzaki (podobny do szopa kinkażu zachwycił mnie autentycznie! :)).
La Fortuna i okolice wulkanu Arenal
La Fortuna okazała się nie mniej turystyczna niż Santa Elena. Miasteczko to właściwie jedna długa ulica z mnóstwem agencji turystycznych (podobnie jak w Santa Elena organizujących wszystkie możliwe aktywności dla turystów, jak raftingi, spacery zawieszonymi nad drzewami mostami itp.), sklepów z pamiątkami i restauracji.
Jedzie się tu jednak nie po to, żeby oglądać owe wcale niezbyt urokliwe miasteczko, a podziwiać to, co oferują bogate przyrodniczo okolice. Tu króluje majestatyczny wulkan Arenal, będący jednocześnie najbardziej aktywnym wulkanem kraju (ostatnia erupcja miała miejsce niecałe 50 lat temu). Pierwszy raz było dane mi go zobaczyć już z jeziora Arenal, płynąc do La Fortuny. Widok ten nie opuszczał mnie i w miasteczku, bo Arenal podziwiać możemy nawet siedząc na głównym placu La Fortuna. Najpiękniej jednak prezentuje się z popularnego wśród miłośników trekkingów Cerro Chato.
Chato to nie tyle wzgórze, co kolejny wulkan. Ten jednak jest nieaktywny, w jego kalderze znajduje się jezioro i w odróżnieniu od Arenal na jego szczyt możemy bez większych przeszkód wejść. Szlak prowadzący na Cerro Chato jest naprawdę ciekawy. Zwykła i z początku prosta ścieżka z czasem staje się dość stroma – biegnie przez las i nieuważnym podstawia setki konarów. Mimo że to tylko ok. 1,5 godziny pod górę, to w tropikalnym klimacie możemy się tu porządnie zmęczyć. Na górze czeka na nas świetny widok na wulkan Arenal (o ile oczywiście nie przysłonią go chmury) i na leżącą w kalderze poniżej zieloną lagunę. Stąd polecam zejść jeszcze nieco w dół do owej laguny. Szlak jest tu jeszcze bardziej stromy, ale tym samym też bardziej interesujący. A zmęczeni możemy wykąpać się w dość chłodnej, acz przyjemnej wodzie laguny.
Po trekkingu warto odwiedzić także pobliski, położony wśród zielonych lasów wodospad La Fortuna. Tu też mamy możliwość kąpieli w pięknych okolicznościach przyrody albo rozkoszowania się widokiem z tarasu.
Kolejną atrakcją La Fortuna są gorące źródła. W okolicy miasta jest ich bardzo dużo – większość w luksusowych i drogich kompleksach (wstęp nawet ok. 50 USD). Na szczęście są wyjątki – jak naturalne, ukryte w lesie i całkowicie darmowe źródła Tabacón. Nawet dostanie się tu nie jest oczywiste… Najpierw przekraczamy rzekę (a wcale nie jest to takie łatwe, zwłaszcza, jeśli mamy ze sobą rzeczy, których bardzo nie chcemy zamoczyć), potem idziemy biegnącą wśród gęstej roślinności ścieżką, by odnaleźć te najciekawsze z utworzonych na rzece basenów. Miejsce robi się już dość popularne, ale wciąż łatwo znaleźć naturalne jacuzzi tylko dla siebie. Kąpiel tu to idealny odpoczynek po wcześniejszych trekkingach. Woda płynąca w rzece i utworzonych na niej kaskadach jest faktycznie bardzo ciepła, co w połączeniu z wysoką temperaturą powietrza daje niezapomniane wrażenia. I co istotne, i tu również wulkan nas nie opuszcza, bo z okolic owych źródeł znów widoki na Arenal są świetne.
Informacje praktyczne
Santa Elena/Monteverde
Jak się dostać:
Do Santa Elena jechałam miejscowym autobusem z wybrzeża (Puntarenas). Przejazd trwał aż 4 godziny, mimo że to tylko 68 km! W okolice Monteverde dojedziemy też z San Jose. Szczegóły dojazdów tu.
Z miejscowości Santa Elena do rezerwatów z lasami mglistymi dojedziemy bezpośrednimi autobusami (koszt: ok. 600 colones). Szczegóły tu.
Koszt:
Wejście do rezerwatu Monteverde dla zagranicznych turystów to koszt 25 USD (dla studentów: 12 USD).
Wszystkie dodatkowe atrakcje w okolicy Santa Elena/Monteverde też kosztują dość sporo, przykładowo:
– mariposario – 15 USD
– coffee tour – ok. 30 USD
– wycieczki na wiszące mosty i tyrolki – ok. 50 USD
La Fortuna
Jak się dostać:

Do La Fortuna jechałam z Santa Elena. Jako że przejazd transportem publicznym jest wybitnie skomplikowany i długi, bo trzeba objechać całe jezioro Arenal, przesiadając się w miejscowości Tilarán (a połączenia są nieskoordynowane ze sobą), to, ze względu na ograniczenia czasowe, zdecydowałam się na opcję transportu tzw. turystycznego, czyli przejazdu na jednym bilecie: bus z Santa Eleny nad brzeg jeziora – przeprawa łódką na drugą stronę jeziora – przejazd busem do La Fortuna. Koszt nie jest niski, bo 22 USD (i to po negocjacjach, bo oficjalna cena to 25 USD), ale trzeba przyznać, że widoki z jeziora na słynny wulkan Arenal są genialne, a i trasa busem przez zielone pagórki z wiatrakami też niczego sobie.
Do La Fortuny dojedziemy też z San Jose: ok. 5 dolarów i 4,5 godziny drogi.
Koszt:
Wejście na teren rezerwatu, na którym znajduje się Cerro Chato i wulkan Arenal to koszt 12 USD. Do początek szlaku z miasta La Fortuna dojedziemy taksówką za ok. 7 dolarów. Możemy też spróbować dostać się tu autostopem.
Wstęp do wodospadu La Fortuna (z możliwością kąpieli) to koszt 18 dolarów, ale istnieje też możliwość zobaczenia wodospadu wchodząc tylko do położonej w pobliżu restauracji (ale musimy faktycznie coś kupić ;)). Goście restauracyjni mogą podejść na taras, skąd widać wodospad w całej okazałości.
A jeśli interesuje Was wybrzeże Kostaryki zapraszam do lektury wpisu na ten temat.
Polecam też inne wpisy na temat Kostaryki: