Zawsze mówię, że najbardziej „moja” jest północna część Argentyny. To tam znalazłam to, co nazywam esencją argentyńskiej kultury: mnóstwo folkloru, ciekawe tradycje, ale też niesamowite widoki. Pisałam już o prowincjach Jujuy i Salta. Teraz czas na kolejne odkrycia z północy: prowincję Catamarca – przez wielu Argentyńczyków uważaną za jedną z najpiękniejszych, prowincję Tucumán – pełną kultury, historii i przemiłych mieszkańców oraz prowincję Santiago del Estero – ta nie ma już tak zjawiskowych krajobrazów, ale ma zamiłowanie do tradycji i najlepszą chacarerę ;).
Fiambalá, Catamarca
Fiambalá to jedno z moich ulubionych miejsc w Argentynie. Już samo miasteczko z klimatem rodem z dzikiego zachodu zachęca do dłuższego relaksu, ale i atrakcji w jego okolicy nie brakuje. Fiambalá położona jest fenomenalnie – otaczają nas zarówno góry mieniące się niezwykłymi barwami, jak i olbrzymie wydmy. Z wydm w pobliskim Tatón, Medanitos i Saujil możemy zjeżdżać na desce. To też w tej okolicy znajduje się najwyższa wydma na świecie – Wydma Federico Kirbus ma 1230 metrów wysokości! Fiambalá słynie także z winnic, na których rosną najsłodsze winogrona, jakie jadłam w tym kraju i gdzie produkowane są jedne z najlepszych win. W odróżnieniu od winnic w bardziej popularnych regionach winiarskich jak Mendoza czy Cafayate te tutaj są o wiele mniej komercyjne – większość z nich to nieduże winnice rzemieślnicze.

Co jeszcze mamy w Fiambalá i co zrobiło na mnie największe wrażenie? Oczywiście tutejsze gorące źródła (z temperaturą od 32 do 45 stopni!) – najpiękniej położone ze wszystkich, w których byłam.
Nawet droga z Fiambalá do granicy z Chile jest atrakcją samą w sobie – nazywana Ruta de los Seismiles, czyli Drogą Sześciotysięczników (z widokami na jedne z najwyższych argentyńskich szczytów) przez wielu uznawana jest za najpiękniejszą w Argentynie. A w Museo del Hombre w miasteczku możemy dowiedzieć się więcej o wyprawach na najwyższe szczyty w okolicy, co dla nas powinno być szczególnie ciekawe, gdyż na dużą część z tych sześciotysięczników jako pierwsi weszli Polacy!
Po drodze ze stolicy prowincji do Fiambalá warto zahaczyć też o klimatyczne i również obfitujące w winnice miasteczko Tinogasta (choć nie dorównuje ono już wiejskiemu urokowi Fiambalá ;)).
Antofagasta de la Sierra, Catamarca
Mimo że cała Catamarca zachwyca to te najbardziej spektakularne z tutejszych widoków czekają nas w okolicy Antofagasta de la Sierra. Położone z dala od cywilizacji, na wysokości 3400 metrów n.p.m i pełne lokalnej kultury miasteczko otaczają wulkany, ośnieżone szczyty, błękitne laguny, w których brodzą flamingi, niezwykle wymyślne formacje skalne i bezkresne przestrzenie, po których biegają lamy i wikunie. Mimo że niełatwo się tu dostać (autobus z najbliższego miasta – tj. Belén jedzie tu tylko raz w tygodniu, a trasa zajmuje ok. 7 godzin) miejsce to zdecydowanie warte jest wysiłku. Jedyny problem jest taki, że… potem ciężko stąd wyjechać (i z powodu słabej komunikacji, i z powodu tego, że tak tu pięknie ;)).
Do wielu miejsc w okolicy Antofagasty dojedziemy tylko samochodem 4×4 – w miasteczku znajdziemy przewodników, którzy oferują wycieczki do najciekawszych miejsc. Ja najbardziej polecam tą w okolice Wulkanu Galan i lagun: Diamante i Grande (koszt całodziennej wycieczki to ok. 25 USD). Ciekawą lokalizacją jest też Campo de Piedra Pómez – olbrzymi obszar pełen niezwykłych kształtów formacji z… naturalnego pumeksu!
Warto udać się też na trekking, który możemy zorganizować sobie sami ruszając prosto z miasteczka na jeden z pobliskich wygasłych wulkanów – wulkan Alumbrera albo Antofagasta. Siedzenie na skraju kratery to już „coś”, a widoki dodają temu doświadczeniu jeszcze więcej magii. Dobrą opcją są też wypady rowerowe z Antofagasty po okolicy – pięknych miejsc i ciekawych formacji skalnych (i to z mającymi kilka tysięcy lat malunkami naskalnymi!) jest tu co niemiara. A dzień warto zakończyć podziwianiem zachodu słońca z pobliskiego wzgórza.
Antofagasta de la Sierra i tutejsze krajobrazy trafiły na moją listę najpiękniejszych miejsc i w Argentynie, i w całej Ameryce Południowej.
Belén i Londres, Catamarca
A jak już będziemy się do Antofagasty wybierać dobrze spędzić też chwilę w miasteczku Belén, które jest głównym węzłem komunikacyjnym dla tych okolic. Belén słynie z tradycji tkackich, warto odwiedzić więc jeden z tutejszych warsztatów tkackich. Z górującego nad miastem wzgórza (z olbrzymią figurą Matki Boskiej) roztacza się też całkiem niezły widok na tutejsze zielone okolice.
Bardziej urokliwe niż Belén jest jednak miasteczko Londres (o dość hipisowskim klimacie), gdzie polecam zahaczyć o Muzeum Foklorystyczne i o pobliskie inkaskie ruiny El Shincal – tak, Inkowie tutaj też dotarli!

Miasto Catamarca i okolice
Przyjemne, acz zupełnie inne krajobrazowo niż Antofagasta czy Fiambalá są też okolice samej stolicy prowincji, czyli miasta Catamarca. San Fernando del Valle de Catamarca, jak brzmi pełna nazwa miasta jak na główne miasto prowincji nie jest zbyt duże i ma bardzo swojski charakter. Zabytkowe centrum z elegancką katedrą jest dobrym miejscem na spróbowanie lokalnej kuchni (polecam tutejsze locro!), ale lepsze jest to, co czeka obok. Na wylocie z miasta mamy znów ruiny – tym razem takie mające ponad 1500 lat! Pueblo Perdido de la Quebrada to ruiny po kulturze La Aguada. Co prawda niedużo już tu się zachowało, ale pełen majestatycznych kaktusów teren jest bardzo malowniczy, a i widoki stąd na okolicę niezgorsze. Tuż obok jest z resztą więcej ciekawych punktów widokowych – skąd oglądać możemy i miasto, i zielone tereny z urokliwie położonym sztucznym jeziorem El Jumeal.
Niedaleko miasta Catamarca mamy dużo ukrytych wśród zielonych wzgórz miejscowości wypoczynkowych, ze sporą liczbą szlaków. Ja polecam te w okolicy uroczego miasteczka El Rodeo.

Amaicha del Valle i ruiny Quilmes, Tucumán
Mniejsze i większe wzgórza, pełne lokalnych tradycji miasteczka i największe w Argentynie ruiny – dla mnie Tucumán, czyli jedna z najmniejszych prowincji w kraju była kolejnym, po Catamarce, olbrzymim zaskoczeniem. W słonecznej Amaicha del Valle znajdziemy miejscowe zwyczaje, hipisowski klimat i bardzo ciekawe muzeum poświęcone Matce Ziemi i lokalnej kulturze – Museo Pachamama.

Niedaleko stąd znajdują się też imponująco położone ruiny społeczności Quilmes (kultura Calchaqui). Ciudad Sagrada de Quilmes, czyli Święte Miasto Quilmes to największy kompleks ruin, jaki widziałam w Argentynie. Możemy podziwiać je z jednego otaczających je wzgórz, skąd przypominają wręcz mniejszą wersję Machu Picchu. Ciekawa jest też historia Quilmes – miasto powstało prawdopodobnie ok. X wieku i rozwijało się tu aż do 1667 roku, kiedy to mieszkańcy zostali zmuszeni przez konkwistadorów do przeniesienia się aż na tereny obecnej prowincji Buenos Aires. Historia Quilmes jest bardzo dobrze objaśniona w znajdującym się na terenie kompleksu muzeum.
Tafi del Valle i miasto Tucumán
Urokliwie położone miasteczko Tafi del Valle to idealne miejsce zarówno na relaks, jak i na górskie wędrówki. Spokojnie można spędzić tu kilka dni chodząc po okolicznych szlakach z widokami na zielone wzgórza. Możemy też wybrać odpoczynek nad rzeką czy jazdę konną. A na wieczór bez problemu znajdziemy dobrą knajpkę, bo Tafi to jedno z najbardziej turystycznych miasteczek w regionie – choć na szczęście wciąż zachowuje swój „małomiasteczkowy” charakter.
Niezwykle piękna widokowo jest też droga z Tafi do stolicy prowincji, San Miguel de Tucumán. Z resztą chaotyczne i może w teorii nie najpiękniejsze miasto Tucumán też okazało się dla mnie interesujące. Możemy zwiedzić tu m.in. Muzeum Niepodległości (w budynku, w którym zadeklarowano niepodległość kraju) i muzeum poświęcone jednej z najsłynniejszych argentyńskich piosenkarek – Mercedes Sosa (w mojej opinii to jeden z najlepszych głosów całej Ameryki Łacińskiej!). A wystarczy kawałeczek odjechać od miasta (a dokładnie to wjechać na wzgórze San Javier) i mamy znów zielone okolice i przepiękne widoki.
Santiago del Estero
W odróżnieniu od wcześniej wymienionych miejsc do Santiago del Estero nie jedzie się po widoki. Tu jedzie się po folklor. To stąd wywodzi się chacarera – najpopularniejszy z tradycyjnych argentyńskich tańców. Znałam go od dawna – na fali popularności folkloru na wielu argentyńskich placach spotykają się młodzi ludzie na wspólne tańczenie chacarery. Nigdzie jednak nie tańczą jej tak jak w Santiago del Estero. Tu spotykam się wręcz z opinią, że folklor, na czele właśnie z chacarerą jest tu religią. A gdzie najlepiej oglądać jak tańczą miejscowi? Oczywiście na folklorystycznej imprezie, zwanej peña. Najsłynniejsze z nich odbywają się w El Patio del Indio Froilán w stolicy prowincji. W każdą niedzielą zbierają się tam mieszkańcy miasta, by tańczyć chacarerę i inne folklorystyczne tańce do muzyki na żywo, jeść lokalne potrawy (można je tu skosztować w rozsądnych cenach) i przede wszystkim dobrze się bawić. Wspólnie tańczą starzy i młodzi, wydaje się, że nikt nie jest tu przypadkowo i wszyscy mają chacarerę we krwi. Co prawda na taniec ten trafić możemy w wielu miejscach to jednak jak to mówili mi miejscowi, nie można być w Santiago i nie odwiedzić tej najpopularniejszej wśród „localsów” miejscówki.


Stolica prowincji wraz z bliźniaczym miastem La Banda to miejsca, które warto w tym regionie zobaczyć, natomiast jeśli chcemy w Santiago del Estero się zrelaksować powinniśmy udać się do Termas de Rio Hondo. Ta nieduża mieścina słynie z gorących źródeł. Znajduje się tu mnóstwo hoteli i pensjonatów z basenami z naturalnie gorącą wodą. Obok mamy również rzekę, rezerwat naturalny i sztuczne jezioro, więc jest też gdzie spacerować, jak już znudzi się nam basenowy chillout.
Informacje praktyczne – podróżowanie po północnej Argentynie:
Gdzie spać (tanio)?
Jeśli nie podróżujemy w najbardziej gorącym okresie (długie weekendy, karnawał, Boże Narodzenie itd.) i nie zależy nam na najwyższym standardzie noclegów nie ma potrzeby rezerwowania ich z dużym wyprzedzeniem (czy nawet w ogóle z wyprzedzeniem). Jako że ja nie mam zbyt wysokich wymagań w kwestii zakwaterowania i zwykle zależy mi po prostu na tym, by było tanio praktycznie nigdy w Argentynie nie korzystam z bookingu ani innych portali rezerwacyjnych. Nie znajdziemy tam bowiem najtańszych opcji. Poza tym na portalach rezerwacyjnych często musimy zapłacić za nocleg (albo chociaż za jego część) wcześniej kartą, a w Argentynie płatność zagraniczną kartą się absolutnie nie opłaca, bo zapłacimy wtedy po kursie oficjalnym, czyli dwa razy drożej. Nawet jeśli znajdę na bookingu jakiś nocleg, który mi odpowiada to dzwonię w to miejsce i rezerwuję bezpośrednio, płacąc na miejscu w argentyńskich pesos (zwykle nie ma z tym problemu i cena jest wtedy odpowiednio niższa, o ile oczywiście będziemy potrafili sobie to wynegocjować 😉).
Natomiast o wiele bardziej niż rezerwować przez booking wolę szukać lokalnych kwater i skromnych pensjonatów, których na portalach rezerwacyjnych nie znajdziemy. Jak je w takim razie znaleźć? Sposobów jest cała masa:
- „Koniec języka za przewodnika”, czyli pytam się po dojechaniu w dane miejsce miejscowych, np. na dworcu czy w punkcie informacji turystycznej, gdzie znajdę jakiś tani, ale jednak „znośny” nocleg. Bardzo często otrzymałam w ten sposób najlepsze rekomendacje.
- „Google it” – szukam na Google Maps noclegów w okolicy dworca, patrząc, co jest napisane w opiniach, tak żeby warunki nie były jednak odstraszające. Zwykle koło dworca znajdziemy najtańsze noclegi (chociaż fakt jest taki, że powinniśmy wcześniej zorientować się, czy okolica jest bezpieczna). Czasem dzwonię do tych miejsc wcześniej, pytając o ceny i ewentualnie od razu rezerwując, a czasem dopiero na miejscu robię „obchód” okolicy.
- Facebook też pomocny – czasem szukam też noclegów na różnych lokalnych grupach na Facebooku (np. „alojamiento en Catamarca”, czyli „zakwaterowanie w Catamarce” dla noclegów w tym regionie). Na takich grupach swoje oferty publikują osoby, które mają np. pokoje na wynajem w danej okolicy, ale też my możemy opublikować informację, że szukamy taniego pokoju (często miałam tu spory odzew).
- I dodatkowo… negocjujemy (i to w każdej z powyższych sytuacji)! Nie zawsze się udaje obniżyć podaną cenę, ale próbować nie zaszkodzi 😉.
Wykorzystując powyższe sposoby zwykle za własny pokój w północnych prowincjach Argentyny płaciłam nie więcej niż 10 USD (a czasem, na lokalnych kwaterach w takich wioskach jak Antofagasta de la Sierra czy Iruya było to 5 USD za własny pokój dla 1 osoby), a za łóżko w pokoju wieloosobowym ok. 5-7 USD.
Ważna uwaga natomiast jest taka, że znalezienie noclegów w bardzo dobrych cenach jest o wiele łatwiejsze, gdy mówimy po hiszpańsku. Czy bez znajomości hiszpańskiego będzie to podobnie wyglądać? Tego nie wiem, ale zakładam, że nie do końca…
Poza oficjalnymi miejscami zakwaterowania istnieje oczywiście również Couchsurfing, dzięki któremu możemy znaleźć nocleg u miejscowych – w Argentynie portal ten działa całkiem nieźle, ale w mniejszych miasteczkach może być trudniej znaleźć „hostów”. Pamiętajmy jednak, że Couchsurfing to nie „darmowy hostel”, a okazja do wymiany kulturowej.
Jak się przemieszczać?
Jeśli chcemy najtaniej to oczywiście autostopem. W Argentynie autostop jest naprawdę popularny i w wielu miejscach możemy bez większych problemów podróżować w ten sposób.
A jeśli nie autostop to lokalne autobusy. Rozkłady autobusów międzymiastowych głównych (i zwykle najlepszych) firm możemy znaleźć na stronie plataforma10. Tak jak w przypadku bookingu nie opłaca nam się jednak płacić polską kartą. Jak już znajdziemy połączenie, które nas interesuje lepiej udać się na lokalny dworzec i zapłacić na miejscu gotówką. Warto jednak pamiętać, że często rozkładów na krótsze trasy nie znajdziemy na tej stronie. Podobnie jest z połączeniami firm o nieco gorszym standardzie. Najlepiej więc dowiadywać się bezpośrednio na dworcu. Na dworcach znajdziemy kasy poszczególnych firm autobusowych i najlepszych rozwiązaniem jest pytać się w każdej z tych firm, by znaleźć najlepszą ofertę.
A co jeśli w danym mieście nie ma dworca (tak się zdarza w najmniejszych miasteczkach)? Pozostaje pytać miejscowych o to, skąd i kiedy odjeżdża autobus 😉.
O pozostałych najciekawszych miejscach na północy Argentyny czytajcie tutaj.
A po informacje praktyczne nt. podróżowania po Argentynie zajrzyjcie do tego posta.
Więcej postów na temat „mojej” Argentyny w tym miejscu.
Na świecie jest tyle pięknych miejsc, a życie takie krótkie…
PolubieniePolubienie