Jerozolima wzbudziła u mnie zachwyt właściwie od samego początku. Już idąc z dworca w stronę centrum podziwiam tutejszą mieszanką kultur. Małe bary ze świeżymi sokami owocowymi przywodzą na myśl klimat znany mi z Maroka. Z tą różnicą, że tu mijają nas grupki ortodoksyjnych Żydów. A spacer po centrum to dopiero początek kontrastów, które przyjdzie mi obserwować w tym mieście.
Targi, gwar centrum i ortodoksyjni Żydzi
Jako miłośniczka targów, od razu na wstępie udaje się na bazar Mahane Yehuda. Bazar jest kolorowy, głośny, ale jednak znacznie mniej chaotyczny niż te znane mi z krajów arabskich. Przysiadam w znajdującej się tu kawiarence i pochylona na filiżanką kawy obserwuję targowe życie. Sprzedawcy głośno zachwalają soczyste owoce, orzechy, przyprawy i słodycze, racząc przechodniów degustacjami tych smakołyków. Podczas gdy część z kupujących ostro negocjuje ceny interesujących produktów, druga część osób przyszła tu podobnie jak ja w celach bardziej obserwacyjnych aniżeli zakupowych.
Po wypiciu aromatycznej kawy ja również spaceruję niespiesznie po targu, wdychając mieszankę zapachów miejscowych przypraw. Potem gubię się jeszcze w wąskich uliczkach w okolicy targu, by dojść w końcu do wypełnionej sklepami, knajpkami i kawiarniami centralnej części miasta z wieloma deptakami, placami i skwerkami. Na głównej ulicy – Yafo koncentruje się życie miasta. To w tych okolicach za dwa dni będę miała okazję bawić się na wielkim otwartym festiwalu muzycznym z wieloma koncertami i bawiącymi się na nich miejscowymi.
W końcu udaję się tam, gdzie nie byłabym sobą, gdybym się nie zapędziła, czyli do jednego z najbardziej niezwykłych miejsc w mieście – Mea Shearim, dzielnicy ortodoksyjnych Żydów. Na wejściu wita mnie tabliczka informująca o obowiązujących tu zasadach – o tym, że nie powinniśmy robić zdjęć, żeby się ubrać stosownie (mężczyźni w długich spodniach, kobiety w długich spódnicach). W końcu jest to normalna dzielnica mieszkaniowa i jeśli decydujemy się tu wejść powinniśmy respektować zasady miejscowych. Stawiam pierwsze kroki i już czuję się jak w innym świecie. Mijają mnie kolejne rodzinki ortodoksyjnych Żydów: mężczyźni w długich czarnych szatach i kapeluszach, oczywiście obowiązkowo z brodami i długimi pejsami, a kobiety i małe dziewczynki w długich, workowatych spódnicach. Spoglądają na mnie mimochodem, nie odzywając się ani słowem. Przechodzę przez ulice dzielnicy, kątem oka obserwując ich codzienne zakupy i spacery. Czuję się jednak trochę nieswojo, mając wrażenie, że wkroczyłam w miejsce, w którym jako turystka nie jestem specjalnie miło widziana.
Wracam znów w stronę centrum – do zwykłego świata, do hałasów dużego miasta. Ulica Yafo prowadzi na Stare Miasto. Ja jednak tę najstarszą część zostawiam sobie na kolejny dzień.
Rankiem w drodze na starówce przechodzę przez mało popularną, a piękną, pełną uroczych domków zamieszkałych przez bogatszych mieszkańców miasta dzielnicę Yemin Moshe. Nie tylko przyjemnie się tędy spaceruje, ale i widoki stąd na mury starej części miasta są imponujące. Najlepsze jednak skrywa się za nimi.
Stare Miasto Jerozolimy, czyli wielka mieszanka kultur
Wchodzę przez główną bramę – Jaffa, mijając twierdzę i wieżę Dawida, kieruję się w stronę Ściany Płaczu i Wzgórza Świątynnego. Idę głośną, wypełnioną straganami i sklepikami uliczką. Obserwując sprzedawane tu tkaniny czy dywany, znów czuję się jakbym trafiła do kraju arabskiego. W końcu jestem w dzielnicy arabskiej i to właśnie jej wąskimi uliczkami dochodzę do świętego miejsca Żydów, czyli Ściany Płaczu.
Po przejściu kontroli bezpieczeństwa z oddali obserwuję modlących się pod Ścianą mężczyzn. Część, w której modlą się mężczyźni jest naprawdę spora. Ja mogę zbliżyć się tylko do tej mniejszej, wydzielonej specjalnie dla kobiet części Ściany Płaczu. Podczas gdy część z kobiet gorliwie się modli, inne gorliwie robią sobie selfies. Prawdopodobnie w szabat, gdy robienie zdjęć jest tu zabronione atmosfera jest nieco inna.
Ze świętego miejsca Żydów przechodzę już do znajdującego się za ową Ścianą Płaczu świętego miejsca muzułmanów, czyli Wzgórza Świątynnego z imponującą Kopułą na Skale i meczetem Al-Aksa, które to po Mekce i Medynie stanowi najważniejsze miejsce islamu. Przed wejściem na teren Wzgórza czeka mnie jeszcze dokładniejsza kontrola niż przed Ścianą Płaczu, zakończona tym, że zirytowany strażnik po analizie zawartości mojego plecaka zabiera mi otrzymaną przed chwilą ulotkę o Ścianie Płaczu, krzycząc, że to zabronione. Wzgórze robi wrażenie, choć z pewnością najlepsze kryje się w środku budynków, do których wstęp mają tylko muzułmanie.
Potrzebując chwili spokoju, udaję się na mały spacer po południowej części murów Starego Miasta, oferujących świetne widoki na budynki, place i uliczki zarówno starszej, jak i nowszej części Jerozolimy. Stąd znów mogę patrzeć na Ścianę Płaczę i modlących się pod nią, gdy wtem słyszę głośne nawoływanie muezzina do modlitwy, dobiegające ze Wzgórza Świątynnego. Mieszanka kultur i religii, której jestem świadkiem szokuje.
Po zejściu z murów chodzę po zadbanych i dość popularnych wśród turystów uliczkach Dzielnicy Żydowskiej, by w końcu trafić na dużo bardziej lokalny plac Batei Makhase, gdzie miejscowe dzieciaki grają w piłkę, a pobliskimi uliczkami spacerują rodziny konserwatywnych Żydów. Tu niewiele turystów się już zapędza, więc dla małych chłopców w jarmułkach stanowię pewnego rodzaju atrakcję.
Szwendając się dalej po części żydowskiej dochodzę do dużo bardziej popularnej atrakcji – Cardo, czyli pozostałości ulicy z czasów rzymskich z charakterystycznymi kolumnami. To też tu możemy oglądać kolorowe mozaiki, przedstawiające dawne życie Jerozolimy. Idę dalej już znacznie bardziej targową, wypełnioną różnymi towarami uliczką, by w pewnym momencie trafić na schody prowadzące na dachy Jerozolimy, gdzie czekają na mnie kolejne niezwykłe widoki na miasto.
Po chwili wracam się na południe, tym razem by przejść mniej popularną, najmniejszą z dzielnic Starego Miasta – Dzielnicę Ormiańską. Decyduję się na chwilę opuścić mury Starego Miasta, by dostać się na słynny Syjon, gdzie miała znajdować się Arka Przymierza. Większość turystów odwiedza to miejsce, by zobaczyć pokój, w którym miała odbyć się Ostatnia Wieczerza czy miejsce, gdzie ma znajdować sie Grób Dawida. To też tu położony jest Kościół Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny, gdzie miała umrzeć Matka Boska. W krypcie kościoła przy figurze Matki Boskiej grupka osób odśpiewuje smutno brzmiące pieśni, inni się modlą. Nie ma tu tłumów, które widziałam w innych miejscach Jerozolimy, ale jest ta prawdziwie mistyczna atmosfera.
A skoro mowa o chrześcijańskich miejscach, to właśnie Dzielnicę Chrześcijańską w Jerozolimie zostawiam sobie na deser. Udaję się więc na początek słynnej Via Dolorosa, którą to miał przejść Jezus przed ukrzyżowaniem. Nie wiem, czego się spodziewałam, ale aktualnie droga nie ma w sobie czegoś szczególnie niezwykłego czy tajemniczego. Jest normalną wąską drogą, jakich wiele na Starym Mieście Jerozolimy. Przechodzę ją od początku, szukając kolejnych stacji drogi krzyżowej. I o dziwo okazuje się, że nie jest to takie łatwe. O ile część z nich to faktycznie kapliczki czy kościółki, o tyle kolejna część to ledwo widoczne numerki napisane gdzieś na murze. A jakby tego było mało, to właśnie tu co chwila ktoś postanawia mnie zagadywać, pytając o to, czy nie potrzebuję przewodnika i nie dając mi w spokoju przeżywać tego miejsca. W końcu natrafiam na grupkę latynoskich pielgrzymów, modlących się przy kolejnych stacjach i postanawiam do nich dołączyć, by lepiej wczuć się w klimat. Tak dochodzimy w końcu do najważniejszej dla chrześcijan świątyni – Bazyliki Grobu Świętego, czyli miejsca ukrzyżowania, pochówku i zmartwychwstania Jezusa. Bazylika jest olbrzymia, ale też tak ukryta wśród gęstej zabudowy starówki, że z dopiero w środku jej ogrom robi wrażenie. A może raczej robiłby, gdyby nie dość głośne tłumy turystów, które odbierają trochę niezwykłości temu miejscu. Jedni wykrzykują coś do drugich, inni robią sobie selfie, podczas gdy jeszcze inni gorliwie się modlą. Ta mieszanka robi naprawdę ciekawe wrażenie – ciekawe, choć nie zawsze pozytywne, bo jak tu postrzegać pozytywnie przepychających się w kościele ludzi. Pozytywnie nie wygląda też olbrzymia kolejka do najważniejszego w tej świątyni miejsca, czyli grobu Jezusa. Skoro nawet poza sezonem trzeba tu dwie godziny stać, ciężko mi wyobrazić sobie, co dzieje się w sezonie.
Po wyjściu z zatłoczonej świątyni, włóczę się jeszcze chwilę po Dzielnicy Chrześcijańskiej – najpierw po tych popularniejszych uliczkach pełnych sklepików z dewocjonaliami, później szukając spokoju po tych spokojniejszych z kilkoma mniejszymi kościółkami. Na zachód słońca kieruję się poza mury Starego Miasta, przechodząc znów przez Dzielnicę Muzułmańską i Bramę Lwów, by po chwili zacząć wędrówkę na Górę Oliwną. Po około 20 minut szybkiego spaceru jestem na szczycie. Obserwując różowe niebo nad monumentalnym Starym Miastem Jerozolimy utwierdzam się w przekonaniu, że jestem w jednym z najbardziej niezwykłych miast świata.
Jeśli wybieracie się do Izraelu, zajrzyjcie też też:
Brzmi niesamowicie, spacerowalam z Tobą. Bardzo ciekawa jestem dzielnicy ortodoksyjnych Żydów i dachów Jerozolimy. Wszystkiego zresztą!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Taak, cała Jerozolima jest niesamowita 😀
PolubieniePolubienie
pięknie i ciekawie opowiadasz.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję 🙂
PolubieniePolubienie
Ile czasu potrzeba żeby zobaczyć te wszystkie miejsca w Jerozolimie?
PolubieniePolubienie
W dwa dni da radę, choć będą to intensywne dwa dni 🙂
PolubieniePolubienie