Paragwaj… Co to niby za kraj? I czy w ogóle coś w nim ciekawego jest? Jeden z najmniej popularnych latynoskich krajów kusił mnie właśnie tym swoim brakiem popularności. Bo jeśli mówią, że nic tam nie ma, to ja pośród tego niczego coś ciekawego i tak odnajdę! Jak było w rzeczywistości? Co odkryłam w Paragwaju, jakie były moje wrażenia z podróży po tym kraju?
Paragwaj to ludzie… tylko czemu nie są tak otwarci, jak się spodziewałam?
Nasłuchałam się trochę wcześniej od innych podróżników, że najlepsze w Paragwaju to ludzie, że niby wszyscy tacy przyjaźni, gościnni, ciekawy przybyszów. Może za bardzo się na te otwarte kontakty ludzkie nastawiłam i dlatego tak bardzo mnie zdziwiło, że tej otwartości nie mogłam tak łatwo się doszukać. Ludzie dość mili, ale zdystansowani. Takie było moje pierwsze wrażenie. I jak zaczęłam zgłębiać temat, to okazało się, że wcale odosobniona w takim postrzeganiu Paragwajczyków nie jestem. W większości miejsc miałam wrażenie, że nie są specjalnie mną zainteresowani. Nie było mi tak łatwo rozpocząć z nimi rozmowę, jak ma to miejsce w wielu innych latynoskich krajach. Z osobami, u których się zatrzymywałam kontakty były dość dobre, przyjazne, ale zwykle bez jakiejś specjalnej otwartości. Miałam wrażenie, że osoby z wyższych klas są tu dość „sztywne” i mało zainteresowane innymi, natomiast osoby z niższych wydały mi się dość „wycofane”. Po kilku rozmowach doszłam do wniosku (potwierdzonego przez niektórych miejscowych), że związane może być to z dość trudną historią tego kraju: historią ciągłych wojen i bardzo świeżą historią krwawej dyktatury. Z tym wnioskiem łatwiej było mi zrozumieć miejscowych i ich „zdyndansowanie”. W Asunción nastąpiło też małe przełamanie i w końcu poznałam bardziej otwartych miejscowych. Potem było już tylko lepiej – w bardziej zielonych, pełnych wzgórz okolicach w tzw. interiorze trafiłam w końcu na prawdziwie gościnne rodziny. Paragwaj okazał się krajem miłych i życzliwych, choć nie zawsze bardzo otwartych osób… Bo fakt jest taki, że zwykle potrzeba trochę czasu, żeby do Paragwajczyków dotrzeć.
Paragwaj to też miejsca (żeby nie było, że nic w tym kraju nie ma)
Dość często pojawiająca się opinia jest taka, że w Paragwaju nic ciekawego do oglądania nie ma. A Paragwaj jednak ciekawe miejsca ma. Ma też niestety pecha, że jest otoczony przez kraje i miejsca dużo bardziej dla wielu turystów atrakcyjne. Bo z jednej strony olbrzymie wodospady Iguazu (na granicy Brazylii i Argentyny), a trochę dalej piękne plaże Brazylii, z drugiej strony góry i kolorowe laguny Boliwii z wielkim solniskiem Salar de Uyuni. Paragwaj nie ma ani dostępu do morza ani wysokich gór. A tym samym tak oczywistym atrakcji jak sąsiadujące kraje nie ma. Paragwaj ma jednak ciekawe miasta (nowoczesne Encarnación czy zróżnicowane Asunción), urocze miasteczka (jak choćby położona nad jeziorem słynąca z ceramiki Aregua czy klimatyczne Paraguari), ruiny misji jezuickich, swoje prawie-góry (tutejsze cerros, czyli wzgórza miewają szlaki trudniejsze niż w niejednych górach), swoje wodospady i bezkresne przestrzenie El Chaco.
Tylko czemu tak ciężko do tych miejsc dotrzeć?
Miejsc ciekawych zatem trochę jest, ale… jest pewien problem: często nie jest do nich tak łatwo dotrzeć. Transport dość dobrze zorganizowany jest tylko między głównymi miastami. Jeśli nie mamy swojego auta, dotrzeć do jakiegoś ładnego wodospadu czy laguny prosto nie jest. Można oczywiście próbować łapać stopa, ale w ciągu tygodnia zbyt wielu miejscowych do tych potencjalnie ciekawych miejsc jechać nie będzie (choć w weekendy szanse znacznie się zwiększają). A jeśli chcielibyście zwiedzić olbrzymie Chaco na własną rękę… to będzie jeszcze trudniej. To olbrzymia część kraju, a zamieszkuje ją tylko 3% mieszkańców Paragwaju (w dużej części są to mennonici!). Poszczególne atrakcje są praktycznie całkowicie odosobnione, położone często bardzo daleko od wiosek i miasteczek i szczerze mówiąc to nie mam pojęcia, jak miałabym do nich dotrzeć (choć mam nadzieję kiedyś jeszcze, przy większych dostępnych zasobach czasowych się przekonać, jak idzie podróżowanie po tej części Paragwaju).
Paragwaj to terere
Jeśli miałabym wskazać coś, co najbardziej kojarzy mi się teraz z Paragwajem, to byłoby to terere, czyli yerba mate na zimno. Miejscowi przyznają mi rację, bo i według nich jest to jedna z bardziej charakterystycznych dla Paragwaju rzeczy. Wszędzie widzi się ludzi z olbrzymimi termosami (wypełnionymi wodą i lodem), a w co drugim sklepie/domu można dokupić więcej lodu, by terere zawsze była odpowiednio zimne (w końcu na tutejsze upały to najlepsze możliwe orzeźwienie). Od terere dobrze zacząć dzień, terere dobrze wypić ze współpracownikami w pracy, terere zabieramy obowiązkowo na każdą wycieczkę (nawet jeśli mielibyśmy z tym wielkim termosem chodzić po górach!), przy terere spotykamy się ze znajomymi na plotki, przy terere dzień kończymy. Jedną z pierwszych rzeczy, którą zaoferują Ci w paragwajskim domu prawdopodobnie będzie właśnie terere. Bo terere to (zwykle) nie jest napój dla samotników, terere to dzielenie się. Terere najlepiej pije się w towarzystwie.
Paragwaj to guarani
Druga rzecz, która najbardziej wyróżnia Paragwaj to guarani. Bo Paragwaj ma dwa języki urzędowe: hiszpański i guarani (język pierwotnej ludności zamieszkującej Paragwaj). I właściwie każdy, gorzej czy lepiej guarani tu zna. Chyba w żadnym innym latynoskim kraju nie ma tak wielu osób dwujęzycznych. Niektórzy mówią do sobie tylko w guarani, inni częściej używają mieszanki hiszpańskiego z guarani (zwanej tu jopara). Mieszkańcy już coraz bardziej rozumieją, że o ten język warto i dbać i być z posługiwania się nim dumnym. Dlatego nawet będąc w towarzystwie młodych ludzi zdarzało mi się, że rozumiałam tylko połowę z tego, co mówili (druga połowa była w guarani). Mimo że mi osobiście podróżowania to nie ułatwiało, to pięknie wiedzieć, że o swoich korzeniach tu nie zapominają.
Paragwaj to nie jest całkowita dzicz
Paragwaj kojarzy się wielu z całkowitą dziczą. Nie ma nic, tylko latynoski chaos i zamieszkane przez natywną ludność miasteczka. Nic z tych rzeczy. Paragwaj ma bardzo nowoczesną twarz z wielkimi centrami handlowymi, hipsterskimi barami i wysokimi apartamentowcami. Nawet małe miasteczka i wioski nie były tak chaotyczne i „dzikie” jak mogłoby się to wydawać. Mimo że Paragwaj uważany jest za jeden z najbiedniejszych krajów kontynentu to tej biedy tu tak nie widać. Bardziej widać kraj, który coraz bardziej dąży do nowoczesności i mimo pewnej dozy latynoskiego chaosu wydaje się być o wiele lepiej zorganizowany niż wiele innych krajów regionu.
Paragwaj to niezły mix
Jeśli myślicie, że w Paragwaju czekają na Was indiańskie rysy twarzy jego mieszkańców to też możecie się zawieść. Oczywiście są tu społeczności zamieszkane przez ludność guarani, ale w większości miejsc zobaczycie raczej osoby o urodzie bardziej zbliżonej do europejskiej niż do indiańskiej. I nie jest to tylko mieszanka hiszpańsko-południowoamerykańska, ale dochodzi do tego wiele innych krajów europejskich. Swego czasu do Paragwaju przyjechało m.in. sporo Niemców, Ukraińców i… Polaków! Tak, tak, polskie nazwiska nie są tu rzadkością. Moja paragwajska znajoma z Encarnación na nazwisko ma Stankiewicz i z wyglądu ciężko ją posądzać o bycie Latynoską. Osoby z korzeniami polskimi spotykałam w różnych miejscach Paragwaju, ale warto wiedzieć, że jest tu nawet polska kolonia (Fram), gdzie polskie tradycje są wciąż kultywowane (choć oczywiście przy obowiązkowym dla Paragwajczyków terere ;)).