Co dziwi w Argentyńczykach?

Argentyńczycy są jacyś inni. Niby europejscy, ale jednak latynoscy. Niby latynoscy, ale jednak europejscy. A może ani jedno, ani drugie? Europejska imigracja zostawiła spory ślad w argentyńskiej kulturze, ale i typowo latynoskich cech nie da się nie zauważyć. Argentyńczycy uwielbiają podkreślać swoją wyjątkowość. Bo Argentyńczycy to po prostu Argentyńczycy. Tyle i aż tyle. Życie z nimi bywa zabawne, bywa niezrozumiałe, czasem złości, czasem śmieszy… ale na pewno nie jest nudne. Co mnie najbardziej zdziwiło w Argentyńczykach? Czego nie mogłam zrozumieć w argentyńskich zwyczajach?

Śniadanie na głodzie, a kolacja w opór

Argentyńskie zwyczaje jedzeniowe nie należą do moich ulubionych. Rano typowy Argentyńczyk je bardzo mało i tylko „na słodko” albo i nie je nic. Na pytanie, co jesz na śniadanie dość często możemy dostać odpowiedź: yerba mate. Yerba mate zamiast jedzenia to dość popularne argentyńskie śniadanie. Szczytem obżarstwa jest kawa ze słodkimi bułkami (tzw. facturas). I absolutnie nie mogą tu zrozumieć, że ja na śniadanie preferuję kanapki z szynką i serem. Oni się dziwią, jak mogę jeść śniadanie „na słono”, a moje grupy polskich turystów niezmiennie dziwiły się, jak to możliwe, że w śniadaniowych bufetach hotelowych tylko słodkości.

O ile obiad jest już bardziej zbliżony do polskich standardów, o tyle kolacja to dla mnie też często szok. Kolację je się bowiem bardzo późno i je się wtedy zwykle bardzo dużo. Kolacja to bowiem taki drugi obiad, często znacznie większy niż ten obiad południowy. I tu również się nie mogą nadziwić, że ja na kolację zadowolę się znowu kanapkami, bo przecież chleb to nie kolacja. Kolacja musi być na ciepło i no bogato.

Sjesta to świętość. A po niej konieczna merienda

Nie liczcie na zrobienie w godzinach popołudniowych większych zakupów czy nawet na znalezienie miejsca na obiad. W Argentynie po południu większość sklepów, knajp i barów się zamyka (standardowo w godz. 14-17 bądź 15-18), by otworzyć się znów pod wieczór. Bo przecież trzeba udać się na obowiązkową sjestę. O ile w tych gorętszych obszarach kraju mogę to zrozumieć (przy ponad 40 stopniach w tych godzinach faktycznie mało się chce), o tyle sens sjesty w zimnej Patagonii pozostaje dla mnie zagadką. No ale po południu należy się przecież odpoczynek i chwila drzemki.

A jak już się zdrzemniemy to powinniśmy znów coś przejeść. I tu wkracza tzw. merienda. W godz. między 17 a 19 Argentyńczycy meriendują, czyli szukają drobnej przekąski. Może być to coś słodkiego (i tu znów wkraczającą słynne facturas), a może być kawałek salami. I mimo że mi często taka pożywniejsza merienda zastępowała kolację to żeby nie było: merienda to nie kolacja. To dopiero podwieczorek.

Jak na imprezę to tylko bardzo późno

Jeśli wydaje Wam się, że odpowiednią godziną na pójście na imprezę jest 22, 23 czy może nawet północ to w Argentynie się zdziwicie. O tej porze to najwyżej można spotkać się w barze na przedimprezowe piwo. Na imprezie nie ma co zjawiać się przed 1, a nawet 2 w nocy, a na wielu dyskotekach dopiero ok. 3-4 w nocy rozkręca się zabawa. Gdy więc w środku nocy zobaczycie długą kolejkę na argentyńskiej ulicy to prawdopodobnie jest to kolejka do dyskoteki. I mi już wiele razy zdarzyło się niestety nie wytrwać do tych tak późnych godzin nocnych, by na argentyńską imprezę móc pójść (Argentyńczycy by powiedzieli, że to przez brak u mnie wspomnianej regeneracyjnej sjesty ;)).

Edit: Koronawirus trochę w tych zwyczajach zmienił, bo w czasie pandemii w Argentynie nadal imprezy pozostają oficjalnie zakazane.

Dulce de leche dobre na każde zło

Jest Ci smutno? Jest Ci źle? Zjadłabyś coś? Sięgnij po dulce de leche! Argentyńczycy uznają, że słodycze muszą być naprawdę słodkie i dlatego wszystkie słodkie wyroby najlepiej serwować z dulce de leche. Dulce de leche to taki argentyński odpowiednik naszego kajmaku (choć pewnie Argentyńczyk obraziłby się za takie porównanie, bo jednak ich dulce jest słodsze, gęstsze, nieco inne i po prostu bez porównania ;)), bez którego większość miejscowych wręcz nie może się obyć. Standardem są słodkie bułki czy ciasta z dulce de leche, jedzenie pieczywa z dulce de leche czy lody o smaku dulce de leche (lodowych wariacji na temat dulce de leche, czyli dulce de leche z kawałkami czekolady czy dulce de leche z orzechami znajdziemy w większości lodziarni co najmniej kilka).

Mate zawsze i wszędzie

Argentyna to oczywiście yerba mate. Nie ma domu bez yerba mate i zdecydowana większość Argentyńczyków yerba mate pija. Mate można wypić na śniadanie, przed obiadem, po obiedzie, na podwieczorek. Można pić samemu, można w kameralnym towarzystwie, można w dużym kręgu osób. Bo bez yerba mate ciężko żyć. Yerba mate to synonim argentyńskiego stylu życia.

Więcej o yerba mate pisałam m.in. tu.

Niedzielne asado to świętość, ale to jednak kotlety Argentyńczyk mógłby jeść codziennie

Wielkie grillowe uczty z najlepszymi kawałkami argentyńskiej wołowiny, celebrowane w towarzystwie bliskich to dla wielu osób obowiązkowy punkt niedzieli. Bo niedziela w Argentynie pachnie asado i właściwie na każdym kroku czuć wtedy zapach grillowanego mięsa. Ale mnie jednak bardziej zdziwiło to, że poza niedzielą rządzą tu… kotlety. Tutejsza wersja schabowych (a raczej wołowych, bo zwykle przygotowywanych z wołowego mięsa), czyli tzw. milanesas to dla dużej części Argentyńczyków ulubiony obiad.

Więcej o argentyńskich potrawach tu.

Nie ma łazienki bez bidetu

To, co mnie dziwiło w argentyńskich domach, czy raczej w argentyńskich łazienkach to bidety. Wydaje mi się, że nie spotkałam się z argentyńskim domem bez bidetu w łazience. Czemu ten bidet ma służyć? Ano „podmywaniu się” po skorzystaniu z toalety. Co prawda wcale nie wszyscy Argentyńczycy z tej opcji korzystają, ale i tak bidet w łazience być musi. A Argentyńczyka chyba bardziej dziwi, że w polskim domu to wcale nie jest standard niż mnie dziwi to, że u nich bidet musi być. I kropka.

Jak się śpi… to musi być ciemno!

Kolejne zdziwienie w typowym argentyńskim domu to… ciemność. Okna muszą mieć tu czarne rolety (ewentualnie okiennice), obowiązkowo zasłaniane na noc. Bo przecież inaczej obudziliśmy byśmy się wcześnie rano (a przynajmniej według argentyńskiej logiki). Mi osobiście system roletowy nie odpowiadał, bo to właśnie przez straszną ciemność budzę się zwykle… o wiele za późno.

Butów się NIE zdejmuje

Wchodząc do argentyńskiego domu nie masz co nawet próbować zdjąć buty. Tu się ich absolutnie NIE zdejmuje. I mimo że nie jest to tylko argentyński zwyczaj to ja z jego zaakceptowaniem miałam spory problem. Szczególnie gdy widziałam czyjeś buty opierające się o łóżko czy kanapę. A wiecie co jest w tym wszystkim najdziwniejsze? Że to oni się dziwią, że my buty wchodząc do domu zdejmujemy!

Pies jak człowiek, ubrać też się musi

Psie ubranie w Argentynie wcale nie jest mniej ważne od tego dla ludzi. A szczególnie w argentyńską zimę. Argentyńczycy uznają, że psom, jak to ludziom, w zimę jest zimno, więc ubrać się muszą. I mimo że w wielu miejscach Argentyny ta ichniejsza zima jest łagodniejsza od polskiej jesieni to psy wtedy masowo wychodzą na ulice w ubrankach. I nie ma to, że to jakakolwiek płachta materiału. Nic z tych rzeczy: psy ubierają się tu w kwiatki, w logo firmy Adidas i inne modne ciuszki.

Na spódnice… nie ma opcji

Zaczęłam się w pewnym momencie zastanawiać, o co chodzi z tym ubiorem Argentynek, że coś mi w nim nie pasuje. Bo patrzysz, patrzysz i stwierdzasz, że w sumie ubierają się dość normalnie, ale jednak… coś tu nie gra. Co nie gra? Ano to, że tak ciężko zobaczyć tu dziewczynę w spódnicy czy sukience! Spodnie, leginsy, szorty… wszystko, byle nie spódnice… Nie mówię, że nie spotkacie w ogóle dziewczyn w spódnicach, ale jednak… zobaczyć taką to święto – a szczególnie porównując to do polskiej mody damskiej. W Argentynie moda jest jednak nieco inna: nie ma spódnic, za to są obcisłe spodnie, bluzeczki odsłaniające pępek (mają one nawet swoją nazwę: pupera!), buty na platformach i bardzo skromny makijaż albo jego całkowity brak. I wcale nie chcę powiedzieć, że Argentynki źle się ubierają (bo wcale tak nie jest), ale fajniej by było, gdyby dziewczyna w spódnicy (czyli np. w niektórych sytuacjach „ja” ;)) aż tak się tu nie wyróżniała.

Argentyna to kobieta. Dlatego jest feministką?

Ze wszystkich krajów, jakie znam to w Argentyny najbardziej rzucają się w oczy ruchy feministyczne. Feministki działają tu naprawdę prężnie, organizując sporo marszów, protestów i najróżniejszych akcji. I o ile wiele z nich ma szczytne cele, o tyle czasem otoczka feministyczna w Argentynie nieco mnie szokowała. I tak np. w Argentynie, żeby słowo „wszyscy” [hiszp. todos] zawierało też kobiety [„wszystkie”, czyli todas] zaczęto nawet używać swoistego, całkowicie wymyślonego i nieistniejącego w hiszpańskim słowniku słowa „todes”, co moim zdaniem było już nieco przegięciem. Podobnie jak brak „dżentelmeńskości” wśród wielu argentyńskich mężczyzn. Bo argentyńskie kobiety chcą być tak niezależne, że objawy uprzejmości mężczyzn w stosunku do kobiet często nie są przez nie wcale aż tak miło widziane.

Przyjaciele mają tu swoje święto

Ależ zdziwienie w połowie lipca, że we wszystkich sklepach promocje prezentów „dla przyjaciół”: kubki, naczynka do yerba mate, zeszyty – wszystko z napisem „dla najlepszego przyjaciela” czy „na dzień przyjaciela”. 20.07 Argentyna obchodzi Dia del Amigo (Dzień Przyjaciela), święto, które jest w tym kraju naprawdę hucznie celebrowane. Obowiązkowo należy wtedy spotkać się z przyjaciółmi, napić się z nimi piwa czy zrobić razem asado. Może i chodzi tu częściowo o kolejną okazję do świętowania, ale argentyńskie przeświadczenie, że przyjaźń celebrować należy, bo przyjaciel to ktoś na całe życie swój sens ma :).

Przywitanie musi być gorące

Czy to witając się z kimś, czy to nawet dopiero z kimś się zapoznając standardowo należy dać buziaka w policzek i daną osobę serdecznie uściskać. Nic, że jeszcze jej nie znamy, albo prawie nie znamy. Przywitania i zapoznawania są tu zdecydowanie bliższe niż w Polsce. I mimo że jest to generalnie latynoski standard to w Argentynie zaskakuje coś jeszcze: buziaka w policzek czasem dają sobie nawet mężczyźni. Ot takie przyjacielskie powitanie.

Jak się Argentyńczyk w coś angażuje, to całym sercem

Mało jest tak entuzjastycznych, ekspresywnych osób jak Argentyńczycy. Bo jak Argentyńczyk się w coś zaangażuje, to cały sercem. A najlepszym przykładem są bodajże miejscowe rozgrywki sportowe. Większość Argentyńczyków ma swoje ulubione drużyny, za którymi zawsze stanie murem. I tak dyskusjom między fanami konkurencyjnych drużyn może nie być końca. Argentyńczycy są przy tym niezwykle ekspresywni i do opisania swojej wersji rzeczywistości uwielbiają używać wielu dobitnych słówek – czasem wulgarnych, a czasem po prostu „re” (argentyński przedrostek, określający, że coś jest super czy najlepsze).

Nazwanie Cię „grubą” nie oznacza tego, co myślisz (jak to w przypadku wielu argentyńskich słówek)

Gdy pierwszy raz powiedziano do mnie „gruba” (hiszp. gorda) poczułam się urażona (bo za grubą się wcale nie uważam). Zajęło mi pewien czas zrozumienie, że w argentyńskim mniemaniu słowo „gruba” wcale nie jest negatywne, a wręcz bywa bardzo miłe czy pieszczotliwe. Bo powiedzieć „gorda” do osób, które lubimy to jak powiedzieć „moja droga” czy „kochana”. Bo Argentyńczycy uwielbiają sobie tylko znane znaczenia słówek, które w takiej np. Hiszpanii oznaczają zupełnie co innego (i dlatego też polecam unikać hiszpańskiego słówka „coger”, czyli brać ;)).

Chcesz coś kupić? Koniecznie na raty. Albo poproś o zniżkę

Na początku całkowicie nie mogłam zrozumieć argentyńskich zakupów na raty. Bo na raty kupuje się tu prawie wszystko: buty, ubrania, bilety autobusowe… Nawet stosunkowo drobny zakup najlepiej na raty. Najpierw myślałam, że chodzi w tym wszystkim o poczucie, że nie tracimy pieniędzy za jednym zamachem czy brak wystarczających środków w danym momencie. Po jakimś czasie zrozumiałam, jaki jest główny powód. Argentyńska waluta traci na wartości tak szybko, że w tym wszystkim najbardziej opłaca się kupować na raty. Tym samym bowiem wartość naszej raty w przyszłym miesiącu będzie niższa niż w aktualnym miesiącu (w pesos niby wciąż to tyle samo, ale realna wartość jest już inna, o czym w kolejnym punkcie). Ostatecznie zapłacimy więc mniej. W związku z tym, że zdecydowana większość Argentyńczyków woli płacić kartą, sklepy wprowadzają jednak szereg zniżek związanych z płatnością gotówką. I tak gdy Argentyńczyk decyduje się jednak na płatność gotówką zawsze poprosi o związaną z tym faktem zniżkę, która zwykle wynosi co najmniej 10% (trzeba o tym samemu powiedzieć, inaczej zapomnij!).

Wszystko należy przeliczyć na dolary

Kolejki po dolary

I tu przechodzimy do kolejnego punktu, czyli przeliczania wszystkiego na dolary. Kurs argentyńskiego peso spada na łeb, na szyję i te samo 1000 pesos nie jest już warte tyle, co np. rok temu (teraz jest to jakieś dwa razy mniej!). W związku z niepewnością związaną z miejscową walutą, Argentyńczycy wolą myśleć o wszystkim w dolarach i wszystko na owe dolary przeliczać. I tak słyszysz często komentarze: „Niedawno zarobiłbym na tym 100 dolarów, a dziś to już tylko 50”. Ale, ale… z kursem dolara jest tu jeszcze jeden problem. W związku z tym, że wszyscy starają się mieć dolary zamiast pesos, a rząd zakup tych dolarów postanowił Argentyńczykom ograniczyć rozwija się czarny rynek dolara i kursy dolara są dwa: oficjalny i czarnorynkowy (ok. 2 razy wyższy niż oficjalny!). Temat to dość złożony, ale konkluzja jest jedna: Argentyńczyk nie ma innej opcji – musi myśleć w dolarach!

Jeśli szukasz więcej informacji o Argentynie i o podróżowaniu po tym kraju zajrzyj tu.

Reklama

1 komentarz do “Co dziwi w Argentyńczykach?

  1. Dzień dobry. Niektóre zwyczaje kulinarno-obyczajowe z Argentyny, o których piszesz są wzięte żywcem z tych hiszpańskich. Chociażby lekki posiłek na słodko rano, a późno w nocy obfita kolacja. To samo jest w kwestii zamykania sklepów, banków, itp. w godzinach siesty. Tak więc Argentyna „nic nowego nie wymyśliła”. Odnośnie bidetów. W wielu domach Hiszpanów i Włochów widziałem te przydatne urządzenia, których obecność nie powinna Cię dziwić. W końcu służą do utrzymywania czystości ciała. Szkoda, że u nas nie ma zwyczaju ich montowania, chociaż i to się zmienia. W którymś ze swoich programów Cejrowski dosyć obrazowo wyjaśnił tę kwestię. A mianowicie Chińczycy używali papier do osuszenia po umyciu miejs intymnych, natomiast używając sam papier, rozcieramy tylko, co tam pozostało. Bleee. Pzdr.

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s