Podobno Kubę się albo kocha, albo nienawidzi. Przed przyjazdem tu słyszałam mnóstwo sprzecznych opinii. Miłośnicy Kuby zachwycali się atmosferą, imprezami, architekturą i oczywiście samochodami. Inni skarżyli się na Kubańczyków. Jak twierdzili, nikt Ci tu nie pomoże bezinteresownie. Jechałam na Kubę nastawiona dość sceptycznie, a wyjechałam nastawiona pozytywnie. Nie wszystko mi się podobało, ale na pewno jest to kraj, który warto poznać. Jakie są moje spostrzeżenia po pobycie na Kubie?
Nie taki Kubańczyk straszny, jak go malują
Nie było tak, jak się nasłuchałam. Kubańczyk za wskazanie drogi nie chciał kasy (jak to mnie wcześniej straszono). Owszem, zdarzało się, że próbowano zawyżyć cenę jakiegoś produktu (fakt, że czasem dość znacznie…) czy proszono mnie o słodycze (popularne tu caramelos), długopisy czy sporadycznie o kasę, ale co się dziwić, skoro sytuacja Kubańczyków naprawdę jest ciężka, a o podstawowe produkty tak trudno. Może i miałam szczęście, ale spotkałam też mnóstwo pomocnych i miłych osób. W poznaniu miejscowych pomogło też nawiązanie znajomości przez Couchsurfing czy znajomych znajomych. Może i nie wszyscy od razu są tu tak otwarci jak w wielu innych krajach latynoskich i czasem potrzeba więcej czasu, żeby się z nimi „zakumplować”, ale, jak to powiedział znajomy Kubańczyk: „En Cuba amistades valen mas que dinero” („Na Kubie przyjaźnie są warte więcej niż pieniądze”). I coś w tym jest.
Nie taka Kuba droga, jeśli wie się, jak po niej jeździć i… ma się dużo czasu 😉
Pod względem cen też nie jest aż tak źle, jak straszą. Oczywiście prawdą jest, że podawane w CUC-ach (pesos convertibles, powiązane z kursem dolara) produkty i usługi dla turystów z założenia są droższe niż to, co dla miejscowych. Drogie są więc turystyczne knajpki i bary, sklepy z zagranicznymi produktami i spora część atrakcji turystycznych i muzeów. Możemy jednak jeść też naprawdę tanio, jeśli będziemy jedli jak miejscowi, tj. stołując się w lokalnych knajpach czy kupując owoce i warzywa od ulicznych sprzedawców. Wtedy obowiązują nas ceny w CUP-ach, czyli pesos cubanos, choć niestety w tym przypadku musimy też uważać bardziej na potencjalne ryzyko zatruć (dość częste u europejskich żołądków).
Przemieszczać się po Kubie możemy tanio. Jeśli za bardzo nam się nie spieszy i brak komfortu nam nie straszny, międzymiastowe buso-ciężarówki (camiones) zapraszają ;). Nastawmy się jednak na to, że rozkładów nie znajdziemy, na pojazd możemy czekać przez wiele godzin, a z teoretycznie krótkiego przejazdu może się zrobić całodzienna przeprawa. Hej, przygodo!
Jedzenie jest tak nieciekawe, jak mówią
Chyba nie znam osób zachwyconych kubańskim jedzeniem. I znów bez względu na to, czy będziemy jeść w knajpach dla miejscowych czy bardziej turystycznych ciężko liczyć na wyjątkowe doznania kulinarne. Tutejszy standard to kurczak czy mięso z ryżem i fasolą. Wszystko dość mizernie doprawione. Wyjątkiem są dobre ryby i owoce morza, które czasem możemy znaleźć w restauracjach turystycznych. Jedząc morskie specjały, powinniśmy jednak szczególnie uważać – ryby na Kubie są generalnie drogie i te zbyt tanie traktowałabym z podejrzliwością. Oczywiście nie jest tak, że tylko jedząc w miejscach turystycznych się nie zatrujemy. Ja już dwa razy zatrułam się w knajpie dla turystów, podczas gdy stołując się w Hawanie przez tydzień w knajpach dla miejscowych czułam się dobrze.
Sklepy są słabo zaopatrzone
Co w końcu nie jest dziwne, skoro jesteśmy w kraju komunistycznym. Poza sklepami „na kartki” (w odróżnieniu od sklepów z czasów komunizmu w Polsce, tu nie ma kolejek) istnieją nieco lepiej zaopatrzone sklepy z zagranicznymi produktami, ale jest ich dość mało i zwykle w każdym z nich znajduje się tylko kilka rodzajów produktów. Wydaje się, że niby półki są pełne, ale w rzeczywistości na właściwie wszystkich znajduje się to samo – np. jeden rodzaj napoju gazowanego i jeden rodzaj sosu. Zwykle więc nie dostaniemy w nich tego, co akurat chcemy kupić. Przekonałam się o tym, gdy chciałam zrobić coś tak prozaicznego, jak naleśniki. Szukałam składników dwa dni zaglądając do wszystkich sklepów po kolei, a i tak nie udało mi się dostać wszystkiego (okazało się na przykład, że jajka nie były w danym momencie dostępne w wolnej sprzedaży, a jedynie „na kartki”). O ile rum znajdziemy w sklepach zawsze, o tyle dość częstym problemem jest brak tak podstawowych produktów jak… woda!
Kuba to piękne samochody
Samochody to jeden z powodów, dla których tyle osób chce jechać na Kubę. I jak najbardziej to rozumiem. Faktycznie na Kubie możemy poczuć się jak na planie starego filmu – większość samochodów to klasyki, których nie zobaczymy już w Europie. Są zadbane, bajecznie kolorowe i oczywiście „na chodzie”. Znajdziemy wśród nich amerykańskie Chevrolety z lat 50. (pozostałe po czasach urzędowania Amerykanów na wyspie), jak i późniejsze Łady z czasów współpracy z ZSRR. Kubańczycy faktycznie wiedzą, jak przywrócić do życia stare samochody. I to dzięki nim (w połączeniu z kolorowymi budynkami) Kuba jest taka kolorowa. A nas z pewnością szczególnie zachwycą widoczne na każdym kroku maluchy, zwane na Kubie „los polaquitos”.
Kuba to santeria
W odróżnieniu od większości innych krajów latynoskich, Kuba nie jest aż tak katolicka. Rewolucja skutecznie ograniczyła praktyki religijne. Od jakiegoś czasu Kubańczycy wracają do obchodzenia świąt Bożego Narodzenia czy chrzczenia dzieci, ale mało kiedy ma to faktyczny związek z ich religijnością. Podczas gdy praktykujących katolików dużo się nie zachowało, sporo osób wciąż praktykuje religie wywodzące się z tradycji afrykańskich. Wśród nich prym wiedzie santeria – religia łącząca tradycje katolickie z tradycjami wywodzącej się z Afryki ludności Yoruba. Sprowadzani przed wiekami na Kubę niewolnicy byli zmuszani do przyjmowania wiary katolickiej. Nie chcąc jednocześnie rezygnować ze swoich wierzeń, utożsamiali czczone przez siebie bóstwa (orishas) ze świętymi katolickimi. I tak Ogun, orisha wojny i broni utożsamiany jest z Św. Piotrem, a Oshun, bogini rzek i miłości z patronką Kuby – Matką Boską z El Cobre. Każdy orisha ma swój kolor i przedmioty kultu. A każda osoba oficjalnie przynależąca do santerii ma swojego orisha. By tego orisha mieć (czyli tzw. zrobić sobie świętego), należy przejść jednak cykl rytuałów, m.in. chodzić przez rok ubranym na biało (stąd tyle ubranych na biało osób na Kubie!) i przestrzegać wielu rygorystycznych zasad. Na Kubie nie dziwią ołtarzyki w domach z figurkami orishas i świętych katolickich. Kuba to santeria i religijny synkretyzm.
Kuba to muzyka
W czasie moich kubańskich podróży muzyka była cały czas obecna. Miejscowe zespoły grają w barach i knajpach, muzykę słychać na ulicy. Wydaje się, że każdy umie tu tańczyć – a szczególnie wszechobecną salsę. Usłyszymy tu jednak nie tylko salsę – jest rumba, son, danzón, ale i tak… jak to w większości krajów latynoskich ostatnimi czasy rządzi reggaeton, a więc i również te mniej ambitne piosenki będą nam tu często towarzyszyć, co należy potraktować jako część lokalnego kolorytu ;).
Na Kubie wypada się wystroić
Zauważyłam, że Kubańczycy, a szczególnie Kubanki lubią się stroić i bardzo ważne jest dla nich, co założą. Jednak z naszej perspektywy często to, w co się ubierają nie jest szczególnie gustowne, a wręcz może być momentami postrzegane jako kiczowate. Wiecie bowiem co jest tutejszym modowym hitem dla kobiet? Kabaretki! I to nie mogą być jakieś zwykłe proste kabaretki, a takie szczególnie wymyślne, z różnymi wzorami. A już szczególnie jeśli kobieta piastuje ważniejsze stanowisko czy też pracuje w turystyce. Kabaretkowa elegancja przede wszystkim! Natomiast na wyjścia ze znajomymi czy imprezy rządzą obcisłe, często świecące leginsy czy wybitnie krótkie spodenki ;).
Kuba to różnorodność krajobrazów
Myślałam, że po odwiedzeniu kilku różnych krajów latynoskich, Kuba mnie szczególnie nie zaskoczy i nie znajdę tu nic więcej niż w innych znanych mi krajach. Kuba jest jednak inna. Tutejsze kolonialne miasta i miasteczka nie do końca przypominają te znane mi z innych krajów. Mało gdzie jest bowiem aż tak kolorowo jak na Kubie (i znów, połączenie kolorowych samochodów z kolorowymi budynkami robi swoje). Nie wszędzie na Kubie budynki są zadbane i odnowione, ale to właśnie to dodaje im uroku (dlatego też wolę bardziej autentyczne centrum Hawany od turystycznej i upiększonej Habana Vieja). A poza miastami czekają na nas zielone wzgórza, rajskie plaże, wodospady i jeszcze wiele innych naturalnych atrakcji. Kuba potrafi zaskoczyć :).
Jeśli planujesz podróż na Kubę, przeczytaj też:
Byliśmy z mężem na Kubie, zwiedziliśmy prawie całą i śmiało mogę powiedzieć,że ludzie w większości choć biedni , to mili ,sympatyczni , pomocni i otwarci. Wpuszczali nas bezinteresownie do swych skromnych domów i byli bardzo mili .Żadko którzy Polacy tacy są.A propos ,trochę świata zobaczyłam a okradziono mnie jak zabrałam znajomych Szwedów do klubu w rodzinnym mieście! pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Hola. Z tym jedzeniem nie do końca tak jest. W wielu casas particulares serwują faktycznie głównie jajka pod różną postacią, ale mnie było dane zaznać tak wspaniałej uczty kulinarnej, jak nigdzie dotąd. Miało to miejsce w Trinidadzie oraz w Baracoa. Właściciele casas podawali np. filety z Merlina, różnorodne owoce morza, potrawki z kurczaka lub wieprzowiny, domowe ciasta. Właściciel zawsze rano mnie pytał co chcę na obiad, czy kolację. Zawsze była w termosie kawa, herbata oraz wspaniała gorąca czekolada. I chipsy z yuki lub bananów.I to wszystko za 5 lub 10 CUC w zależności czy śniadanie, czy też obiad. Nie wiem, może miałem szczęście, a może po prostu dobrze szukałem. Saludos.
PolubieniePolubienie
Poprawka do tej ryby, miał być marlin, nie Merlin:-)
PolubieniePolubienie